Wojna koronawirusowa

ks. Kamil Goc

publikacja 22.03.2020 12:26

Jest czas wojny koronawirusowej. Jesteśmy w jakimś sensie w okopach. Mamy rozkaz trzymać głowę nisko i nosić hełm na głowie. Tu nie ma miejsca na dowolność. Oczywiście mogę robić po swojemu: chodzić bez hełmu i wychylać się ponad okopy. Ale jak dostanę kulkę, to do kogo potem mam mieć pretensje?

Wojna koronawirusowa Ks. Kamil Goc.

Z Ewangelii według św. Jana (J 9,1-41)

Jezus, przechodząc, ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: "Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy – on czy jego rodzice?" Jezus odpowiedział: "Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże. Trzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata". To powiedziawszy, splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: "Idź, obmyj się w sadzawce Siloam" – co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił, widząc. A sąsiedzi i ci, którzy przedtem widywali go jako żebraka, mówili: "Czyż to nie jest ten, który siedzi i żebrze?" Jedni twierdzili: "Tak, to jest ten", a inni przeczyli: "Nie, jest tylko do tamtego podobny". On zaś mówił: "To ja jestem". Mówili więc do niego: "Jakżeż oczy ci się otworzyły?" On odpowiedział: "Człowiek, zwany Jezusem, uczynił błoto, pomazał moje oczy i rzekł do mnie: „Idź do sadzawki Siloam i obmyj się”. Poszedłem więc, obmyłem się i przejrzałem". Rzekli do niego: "Gdzież On jest?". Odrzekł: "Nie wiem". Zaprowadzili więc tego człowieka, niedawno jeszcze niewidomego, do faryzeuszów. A tego dnia, w którym Jezus uczynił błoto i otworzył mu oczy, był szabat. I znów faryzeusze pytali go o to, w jaki sposób przejrzał. Powiedział do nich: "Położył mi błoto na oczy, obmyłem się i widzę". Niektórzy więc spośród faryzeuszów rzekli: "Człowiek ten nie jest od Boga, bo nie zachowuje szabatu". Inni powiedzieli: "Ale w jaki sposób człowiek grzeszny może czynić takie znaki?" I powstał wśród nich rozłam. Ponownie więc zwrócili się do niewidomego: "A ty, co o Nim mówisz, jako że ci otworzył oczy?" Odpowiedział: "To prorok". Żydzi jednak nie uwierzyli, że był niewidomy i że przejrzał, aż przywołali rodziców tego, który przejrzał; i wypytywali ich, mówiąc: "Czy waszym synem jest ten, o którym twierdzicie, że się niewidomy urodził? W jaki to sposób teraz widzi?" Rodzice zaś jego tak odpowiedzieli: "Wiemy, że to jest nasz syn i że się urodził niewidomy. Nie wiemy, jak się to stało, że teraz widzi; nie wiemy także, kto mu otworzył oczy. Zapytajcie jego samego, ma swoje lata, będzie mówił sam za siebie". Tak powiedzieli jego rodzice, gdyż bali się Żydów. Żydzi bowiem już postanowili, że gdy ktoś uzna Jezusa za Mesjasza, zostanie wyłączony z synagogi. Oto dlaczego powiedzieli jego rodzice: "Ma swoje lata, jego samego zapytajcie". Znowu więc przywołali tego człowieka, który był niewidomy, i rzekli do niego: "Oddaj chwałę Bogu. My wiemy, że człowiek ten jest grzesznikiem". Na to odpowiedział: "Czy On jest grzesznikiem, tego nie wiem. Jedno wiem: byłem niewidomy, a teraz widzę". Rzekli więc do niego: "Cóż ci uczynił? W jaki sposób otworzył ci oczy?" Odpowiedział im: "Już wam powiedziałem, a wy nie słuchaliście. Po co znowu chcecie słuchać? Czy i wy chcecie zostać Jego uczniami?". Wówczas go obrzucili obelgami i rzekli: "To ty jesteś Jego uczniem, a my jesteśmy uczniami Mojżesza. My wiemy, że Bóg przemówił do Mojżesza. Co do Niego zaś, to nie wiemy, skąd pochodzi". Na to odpowiedział im ów człowiek: "W tym wszystkim dziwne jest to, że wy nie wiecie, skąd pochodzi, a mnie oczy otworzył. Wiemy, że Bóg nie wysłuchuje grzeszników, ale wysłuchuje każdego, kto jest czcicielem Boga i pełni Jego wolę. Od wieków nie słyszano, aby ktoś otworzył oczy niewidomemu od urodzenia. Gdyby ten człowiek nie był od Boga, nie mógłby nic uczynić". Rzekli mu w odpowiedzi: "Cały urodziłeś się w grzechach, a nas pouczasz?" I wyrzucili go precz. Jezus usłyszał, że wyrzucili go precz, i spotkawszy go, rzekł do niego: "Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego?". On odpowiedział: "A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył?" Rzekł do niego Jezus: "Jest nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie". On zaś odpowiedział: "Wierzę, Panie!" i oddał Mu pokłon. A Jezus rzekł: "Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, żeby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi". Usłyszeli to niektórzy faryzeusze, którzy z Nim byli, i rzekli do Niego: "Czyż i my jesteśmy niewidomi?" Jezus powiedział do nich: "Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: „Widzimy”, grzech wasz trwa nadal".

Dziś przeżywamy IV niedzielę Wielkiego Postu, nazywaną w tradycji Kościoła „Laetare”, czyli „radujcie się!”. Szukam powodów do radości. Trudno je znaleźć, bo pozamykane szkoły, kina, restauracje, miejsca rozrywki i spotkań z ludźmi. Trwa kwarantanna. Ograniczone do 50 osób zgromadzenia publiczne, więc i kościoły opustoszałe. W ludziach rośnie lęk, przerażenie, bo każdego dnia wzrasta liczba zarażonych koronawirusem. Przepraszam za ironię, ale rzeczywiście, powodów do radości co niemiara…

Ale jest Jeden Powód, Którego potrzebuję się uchwycić. Jest Nim Jezus! Jezus, który – tak jak bohaterowi dzisiejszej Ewangelii – tak również i mnie, chce przywrócić wzrok. Sam przecież powiedział: „Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, żeby ci, którzy nie widzą, przejrzeli…”. A ja chcę widzieć, Panie! Chcę przejrzeć!

Póki co, w tym całym koronawirusowym obłędzie, widzę i słyszę mnóstwo zamieszania. Na przykład co do interpretacji wytycznych Kościoła, chociażby w kwestii przyjmowania Komunii Świętej. Episkopat, wprowadzając środki ostrożności dotyczące koronawirusa, przypomniał, że „przepisy liturgiczne Kościoła przewidują przyjmowanie Komunii Świętej na rękę, do czego teraz zachęcamy”.

Sam się zmagam wewnętrznie, bo byłem wychowywany w tradycji przyjmowania Komunii Świętej do ust, czego jestem zwolennikiem w normalnej sytuacji. Ale mamy czas nadzwyczajny. Czas wojny koronawirusowej i wiem, że potrzebuję zrewidować swoje patrzenie i dostosować się do nowych okoliczności. Widzę to wyraźnie.

Nie ułatwiają mi tego podsycane emocjami stwierdzenia typu: „Jezus nie zaraża” czy „Komunia Święta nikogo nie zabije”. Te i inne wypowiedzi potęgują zamęt i dylematy. Pewnie, że można mi zarzucić: „… nas pouczasz?” – jak usłyszał uzdrowiony niewidomy. Ale nie mogę i nie chcę na tej trwającej wojnie słuchać emocji i zarzutów. Jedna osoba oznajmiła mi wprost, że nie będzie przychodziła na takie Msze Święte, na których profanuje się Ciało Pana Jezusa.

A mnie zależy na każdym człowieku. Widzę i czuję odpowiedzialność, by każdy miał poczucie bezpieczeństwa w przyjmowaniu Pana Jezusa. Komunia Święta – Ciało Chrystusa – wciąż jest poddana prawom fizyki, chemii, biologii, prawom natury. Oczywiście, że Jezus nie zaraża, ale zarazić może to, czego gołym okiem nie widać. Zarazić może to, co nie daj Boże, przylgnie do Najświętszego Ciała Pańskiego albo do kapłańskich rąk, które Je podają. I może jestem ślepy, bo nie widzę argumentu, że do Najświętszego Sakramentu nie przyklei się koronawirus. Oczywiście – mam świadomość, że nie jest tak, że Ci, którzy w czasie pandemii, będą przyjmować Komunię Świętą na rękę, na pewno się nie zarażą. A ci, którzy do ust, to już na pewno tak. Chodzi o zmniejszenie ryzyka zakażenia.

Bardzo przekonują mnie słowa naszego metropolity, księdza arcybiskupa Grzegorza Rysia, który w liście do wiernych napisał: „Wszyscy lekarze są zgodni co do tego, że wirus przekazywany jest przede wszystkim drogą kropelkową, więc podawanie Komunii Świętej do ust niesie ze sobą bardzo poważne niebezpieczeństwo zakażenia. Nasza pobożność nie może stanowić zagrożenia dla innych, lub choćby ich lęku podczas obrzędu komunii. Tak, potrzebny nam jest heroizm wiary – ale on jest przede wszystkim heroizmem miłości – a ta, tak jak Bóg, patrzy najpierw na słabszych, na chorych, i na tych, którzy się zwyczajnie boją. W imię tej miłości jesteśmy wezwani, by się „zaprzeć samych siebie” (por. Mt 16,24) – swojego duchowego komfortu. Tym bardziej, że mówimy przecież jedynie o czasie pandemii – po ustaniu zagrożenia każdy z nas będzie mógł powrócić do takiej formy przyjmowania Komunii Świętej, jaka mu najbardziej odpowiada – Kościół szanuje każdą z nich i żadnej nie czyni obligatoryjną.

Księży proszę, aby na każdej (!) Mszy św., bezpośrednio przed obrzędem komunii, zwracali się do Wiernych z komentarzem nie tylko podkreślającym konieczność przyjmowania Komunii na rękę, ale także objaśniającym poprawne wykonanie, a przede wszystkim SENS tego gestu” (warto przeczytać całość: https://www.archidiecezja.lodz.pl/2020/03/list-arcybiskupa-metropolity-lodzkiego-2/).

Sensem jest złożenie dłoni na kształt krzyża – lewą dłoń na prawą. Krzyż z dłoni to tron dla Jezusa, Który zasiada na krzyżu moich lęków, obaw, cierpienia, ale też i na krzyżu mojej pobożności, uważaną przeze mnie za jedyną słuszną, na krzyżu moich przyzwyczajeń, tradycji.

Jest czas wojny koronawirusowej. Jesteśmy w jakimś sensie w okopach. Mamy rozkaz trzymać głowę nisko i nosić hełm na głowie. Tu nie ma miejsca na dowolność. Oczywiście mogę robić po swojemu: chodzić bez hełmu i wychylać się ponad okopy. Ale jak dostanę kulkę, to do kogo potem mam mieć pretensje?

W czasie pandemii chcę udzielać Komunii Świętej tylko na rękę. Ze względu na bezpieczeństwo ludzi i swoje. Chcę ograniczyć ryzyko zarażenia siebie, a potem innych. Może jestem ślepy, ale właśnie w tym widzę swoją odpowiedzialność za siebie i innych. Jest wojna. A na wojnie albo się wykonuje rozkazy albo giną ludzie. Dlatego nas pouczam. Mówię „nas”, bo siebie też i to w pierwszej kolejności.