Miłość okazana na nowo

ks. dr Sławomir Wasilewski

Miłosierdzie = wciąż ta sama wielka miłość Boga, ale okazana nam na nowo po raz kolejny, w nowej sytuacji i w nowych okolicznościach.

Miłość okazana na nowo

Słowa Ewangelii według św. Jana (J 20,19-31).:

Było to wieczorem pierwszego dnia tygodnia. Tam, gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: „Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: „Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, gdy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: „Widzieliśmy Pana!”. Ale on rzekł do nich: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”. A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: „Pokój wam!”. Następnie rzekł do Tomasza: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. Tomasz Mu odpowiedział: „Pan mój i Bóg mój!”. Powiedział mu Jezus: „Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego

Być może i Wam przydarzyło się kiedyś choć raz być zapytanym o to, co właściwie daje nam wiara? I co znajdujemy w niej na tyle szczególnego, że w niej trwamy? Co nam po byciu chrześcijaninem? Zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Każdy z nas może udzielić własnej, osobistej odpowiedzi. Przyznam, że dla mnie tym czymś szczególnym jest doświadczanie dwóch przejawów tej samej rzeczywistości. Po pierwsze doświadczanie obecności i działania Boga dziś. Po drugie doświadczanie, jak żywe i skuteczne jest Słowo Boże (por. Hbr 4,12), które nie należy jedynie do przeszłości, ale jest nadal aktualne i realizuje się oraz wypełnia – tak samo lub podobnie jak kiedyś – także dzisiaj, obecnie, w teraźniejszości, tu i teraz. Tu i teraz żyjemy wielkanocną prawdą: Pan rzeczywiście zmartwychwstał (Łk 24,34). Jego grób, w którym przebywał bardzo krótko, jest pusty. Pusty grób jest chyba jedyną pustką, która zamiast przerażać, napełnia nas radością. Bo skoro Jezusa nie ma w grobie (por. Mk 16,6), skoro z niego wyszedł, to znaczy, że Zmartwychwstały w każdej chwili może – wychodząc nam naprzeciw – stanąć jako Żyjący pośród nas. Nie tylko może. On tego pragnie. On tego chce. Co więcej – On tego dokonuje!

Ewangelista Jan zapisał precyzyjnie, że spotkanie apostołów z Jezusem Zmartwychwstałym miało miejsce pierwszego dnia tygodnia (J 20,19) oraz że tam, gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami (J 20,19). Dziś też jest pierwszy dzień tygodnia. Dziś też drzwi są zamknięte, by nie było nas więcej, niż kilka osób. Dziś nie koncentrujemy się na drzwiach zamkniętych ze strachu przed ludźmi, ale nade wszystko wpatrujemy się w Miłosiernego Jezusa Zmartwychwstałego; w otwartą ranę Jego serca; w ranę otwartą z nieskończonego miłosierdzia dla nas, ludzi, i dla całego świata. Bo Miłosierdzie Boże jest nieustannie otwarte tak, jak nigdy nie zabliźniająca się rana. Ta rana nie zabliźnia się nie dlatego, że jest nieuleczalna, ale dlatego, że w jej otwartości wyraża się pragnienie leczenia niedowiarków i uzdrawiania grzeszników. To jest dla nas błogosławiona otwarta rana, z której – jak pisze siostra Faustyna – z wnętrzności otwartego miłosierdzia wychodzą ku nam dwa promienie: biały – oznaczający wodę, która usprawiedliwia duszę oraz czerwony – oznaczający krew, która jest życiem dusz (zob. Dzienniczek, 299).

Ewangelista Jan opisał reakcję, jaką wywołało w apostołach przyjście Jezusa. Tamtego pierwszego dnia tygodnia uradowali się uczniowie ujrzawszy Pana (J 20,20). Także dla nas pierwszym źródłem radości jest dziś możliwość zobaczenia oczyma wiary realnie i rzeczywiście obecnego Pana, który zawsze jest obecny w swoim Kościele, szczególnie w czynnościach liturgicznych. Jest obecny w dzisiejszej ofierze Mszy świętej, czy to w osobie odprawiającego czy też zwłaszcza pod postaciami eucharystycznymi. Jest obecny w swoim słowie, i to w taki sposób, że gdy w Kościele czyta się Pismo święte, wówczas On sam mówi. Jest obecny wreszcie, gdy Kościół modli się i śpiewa psalmy, gdyż On sam obiecał: gdzie dwaj lub trzej są zgromadzeni w imię moje, tam i ja jestem pośród nich (Mt 18,20) – (por. Sobór Watykański II, Konstytucja o Liturgii, Sacrosanctum Concilium, 7). Do tego podstawowego powodu naszej radości dochodzi radość przeżywania niedzieli, która zgodnie z pragnieniem Jezusa miała być i rzeczywiście stała się świętem Miłosierdzia (Dzienniczek, 49).

Pierwszego dnia tygodnia uczniowie pełni radości mówili do Tomasza: widzieliśmy Pana! (J 20,25). Lecz on odpowiedział: jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę (J 20,25). Niemożliwą rzeczą wydawało się dla apostołów przekonać współbrata, ale się nie zniechęcali i byli razem z nim nadal. A gdy Jezus przyszedł do nich po raz kolejny, sam dokonał reszty, tego niemożliwego, i Tomasz z niedowiarka stał się wierzącym (por. J 20,27). Córko moja umiłowana! – mówił Jezus do siostry Faustyny – Nie zniechęcaj się! Mów światu o mym miłosierdziu i o mej miłości (por. Dzienniczek, 1074). A dla tych, którzy Mnie nie widzieli, którzy Mnie nie zauważają, którzy Mnie nie dostrzegają, wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby obraz ten czczono najpierw w kaplicy waszej, a później na całym świecie (Dzienniczek, 47). Pragnę, aby w pierwszą niedzielę po Wielkanocy obraz ten był publicznie wystawiony (por. Dzienniczek, 88), by ludzi błogosławionych, którzy nie widzieli, a dzięki temu wizerunkowi we Mnie i w nieskończone miłosierdzie Boże uwierzyli (por. J 20,29) było coraz więcej. By jak największa liczba osób mogła powtórzyć za św. Piotrem hymn wielkanocnej wdzięczności: Niechaj będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Niech będzie błogosławiony Bóg w swoim wielkim miłosierdziu, bo przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa zrodził nas na nowo do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie (por. 1 P 1,3-4).

Miłosierdzie. Sam termin misericordia zawiera w sobie to, co jest miser (biedne, nędzne, mizerne) w połączeniu z tym, co jest cor (właściwe sercu, charakterystyczne dla serca). Miłosierdzie rodzi się bowiem i pojawia tam, gdzie serce (cor) zauważa potrzebę ubogiego, nędznego, mizernego serca (miser cor). Warto jednak zauważyć, że łaciński przymiotnik miser to także litościwy. Pełne miłosierdzie możliwe jest dopiero wtedy, kiedy serce ubogie, nędzne i mizerne spotyka się z sercem bogatym w litość oraz przepełnionym dobrocią, życzliwością, miłością. Św. siostra Faustyna tak o tej rzeczywistości pisała: w życiu swoim wewnętrznym patrzę jednym okiem w przepaść swej nędzy i nikczemności, jaką jestem, a drugim okiem patrzę w przepaść Twego, Boże, miłosierdzia (Dzienniczek, 56). Ratunkiem dla świętej siostry zakonnej, świadomej swojej ograniczoności, nędzy i małości; ratunkiem dla każdego – mniejszego, większego czy nawet największego grzesznika – i ratunkiem dla całego świata, jest więc litościwa przepaść Miłosierdzia. Mowa o takiej litości Pana, która się nie wyczerpuje (por. Lm 3,22) oraz o takiej miłości, która nie tylko nigdy nie ustaje (1 Kor 13,8), ale nawet nie przygasa (por. Lm 3,22). Ta litość i miłość Boga jest nowa i świeża co rano i trwa (por. Lm 3,23).

Można formułować różne definicje miłosierdzia. Osobiście najbardziej przemawia do mnie krótkie stwierdzenie, że miłosierdzie to miłość okazana po raz kolejny, na nowo. Właśnie z takim miłosierdziem miłości przyszedł do apostołów Jezus po swoim zmartwychwstaniu. Przyszedł do nich z tą samą miłością, jaką ich umiłował na długo przed swą męka i śmiercią (por. J 15,12). Przyszedł – pomimo zamkniętych drzwi – żeby im powiedzieć: Pokój wam (J 20,19), by znów stanąć pośrodku nich (J 20,19), w centrum ich zgromadzenia i ich spraw; aby na nowo objawić im siebie; aby pokazać im swe ręce i bok (J 20,20). Mógł im czynić wymówki; mógł im wypominać ich zdradę, ucieczkę, lęk; mógł śmiało powiedzieć, że się na nich zawiódł; że oczekiwał od nich większej lojalności. On tymczasem przychodzi i zgodnie z wolą Ojca bogatego w miłosierdzie, ze swym przyjściem umarłych wskutek występków przywraca do życia (Ef 2,4-5).

Miłosierdzie to miłość Boga okazana na nowo biednemu człowiekowi. Może się wydawać, że miłosierdzie to najsłabsza strona Boga, tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Miłosierdzie to najmocniejszy przejaw Bożej miłości; to największy przymiot Boga (Dzienniczek, 301); to kwiat miłości. Miłosierdzie to miłość kwitnąca, czyli będąca w rozkwicie, w pełni piękna i zapachu. Bóg jest miłością, a miłosierdzie jest Jego czynem (por. Dzienniczek, 651), który dotyka poszczególne osoby i przemienia całe wspólnoty.

Miłosierdzie Boże nie jest zwyczajną litością, wzruszeniem się jedynie ze względu na doczesność. Miłosierdzie Boże jest głębokim wzruszeniem się kochającego Boga Ojca patrzącego o wiele dalej (por. Łk 15,20) niż na sprawy ziemskie. Miłosierdzie Boże jest łaską ofiarowaną człowiekowi ze względu na życie wieczne, łaską ukierunkowaną zawsze ku królestwu niebieskiemu.

Zauważmy, że wszystkie trzy dzisiejsze czytania mszalne podkreślają w ostatnich zdaniach tę prawdę. Autor Dziejów Apostolskich zaświadcza, że Pan przymnażał pierwotnej wspólnocie Kościoła tych, którzy dostępowali zbawienia (Dz 2,47). Apostoł Piotr pisze do wierzących, że wierząc, ucieszą się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągną cel wiary, jakim jest zbawienie dusz (por. 1 P 1,9). Również ewangelista Jan mówi wprost, nie pozostawiając żadnych złudzeń: te słowa zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i byście wierząc mieli życie w imię Jego (J 20,31). A zatem prawda o Bożym miłosierdziu powinna nas do Pana Boga przybliżać. Dramatem człowieka może bowiem być wiedza o tym, że Bóg jest bogaty w miłosierdzie (por. Ef 2,4); że to Boże miłosierdzie przechodzi z pokolenia w pokolenie (por. Łk 1,50); że trwa na wieki – wiedza, która w żaden sposób nie wpływa na codzienne życie.

Pozostaje nam przejąć się losem naszym i naszych bliźnich w myśl słów siostry Faustyny: O, gdyby to dusze zrozumieć chciały, jak bardzo ich Bóg miłuje! (Dzienniczek, 1073). Patrząc na przykład i wzór Jezusa Miłosiernego, patrząc na przykład świętej siostry Faustyny oraz św. Jana Pawła II chciejmy zrozumieć, że Miłosierdzie nie może być przez nas przyjmowane jedynie jako czysta teoria teologiczna. Miłosierdzie to rzeczywistość bardzo praktyczna, co poświadcza tekst z Dziejów Apostolskich: Bracia trwali w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwie (Dz 2,42) ci zaś, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je według potrzeby; codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca (por. Dz 2,44-46). Prośmy, abyśmy byli nie tylko czcicielami Bożego Miłosierdzia, ale również świadkami Miłosierdzia – współpracownikami w wielkim dziele głoszenia Miłosierdzia, a jeszcze bardziej praktykowania Miłosierdzia.

„Dopomóż nam, Boże, by oczy nasze były miłosierne; byśmy nigdy nie podejrzewali i nie sądzili według zewnętrznych pozorów, ale upatrywali to, co piękne w duszach bliźnich i przychodzili im z pomocą. Dopomóż nam, Boże, by słuch nasz był miłosierny; byśmy skłaniali się do potrzeb bliźnich i by nasze uszy nie były obojętne na ich bóle i jęki. Dopomóż nam, Boże, by języki nasze były miłosierne; byśmy nigdy nie mówili ujemnie o bliźnich, ale dla każdego mieli słowo pociechy i przebaczenia. Dopomóż nam, Boże, by ręce nasze były miłosierne i pełne dobrych uczynków; byśmy umieli czynić dobrze bliźnim, na siebie przyjmując cięższe i mozolniejsze prace. Dopomóż nam, Boże, by nogi nasze były miłosierne; byśmy zawsze śpieszyli z pomocą bliźnim, opanowując własne znużenie i zmęczenie. Dopomóż nam, Boże, by serca nasze były miłosierne; byśmy czuli ze wszystkim cierpieniami bliźnich” (por. Dzienniczek, 163).