Zaglądają do pracowni artysty

Agnieszka Napiórkowska Agnieszka Napiórkowska

publikacja 29.07.2020 22:02

Dziś, po raz drugi mieszkańcy miasta, a także pasjonaci malarstwa i historii mogli spotkać się z Ireneuszem Rolewskim, 26-letnim studentem Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, który kopiuje „Bitwę pod Grunwaldem” Jana Matejki. Wśród odwiedzających byli m.in. goście z Poznania i Warszawy.

Zwiedzanie odbywać się będzie w pracowni artysty raz w miesiącu.  Zapisy w Muzeum Historycznym Skierniewic. Zwiedzanie odbywać się będzie w pracowni artysty raz w miesiącu. Zapisy w Muzeum Historycznym Skierniewic.
Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość

W liceum plastycznym od jednego z wykładowców usłyszał, że nie od razu Rzym zbudowano i że malowania nie zaczyna się od Bitwy pod Grunwaldem. Czemu nie – pomyślał i uznał to za wyzwanie. Dziś, wiadomo, że nie porwał się z przysłowiową motyką na Słońce. Kopia matejkowskiego dzieła zachwyca.

Ireneusz Rolewski, 26 -letni student Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi od dziecka lubił bitwy, nie tylko te na obrazach. W życiu stoczył ich kilka. Na przebieg niektórych nie miał wpływu. Akceptował ich wynik, starając się w każdej sytuacji znaleźć jakieś pozytywy. Tych z powodzeniem szukał także podczas pobytu w Domu Dziecka w Strobowie. To tam zauważono jego talent malarski. Do najtrudniejszych potyczek zalicza te związane z relacjami, miłością. Nie ukrywa, że te go trochę poszarpały, ale paradoksalnie były też siłą do walki i tworzenia. – Artysta potrzebuje ucisku, trudu, od którego będzie uciekał w sztukę. Czym gorzej się dzieje, tym lepiej się tworzy, bo wtedy szukamy oparcia w tym, co robimy. Można powiedzieć, że staje się to pewną formą modlitwy – zauważa Irek.  

Słuchając artysty, rodzi się pytanie, skąd w młodym, skromnym i obdarzonym talentem malarzu takie zamiłowanie do bitew nie tylko tych wewnętrznych, ale także na płótnie?

– Osławiona „Bitwa pod Grunwaldem” Jana Matejki towarzyszyła mi od dziecka. Jej reprodukcja wisiała nad moim łóżkiem. Był to pierwszy obraz, który zobaczyłem i z którym obcowałem. Obok była ikona. Kiedy zdobyłem wiedzę o twórcy i o dziele, zmieniło się z automatu moje patrzenie na niego i jego wartość – opowiada artysta.

Później na różnych etapach życia obraz Matejki był dla Irka nie lada wyzwaniem.  Sięgał po niego kilkukrotnie. Pierwszy raz w bursie Liceum Plastycznego w Łodzi. Do dziś jest tam jego mural z tym motywem. Do tematu powrócił w pracy dyplomowej. Przygotował kolekcję ubrań „pret-a-porter” będącą luźną interpretacją, mieszanką zbroi z fotografiami obrazu. W swoim dorobku ma także aranżację wnętrza w Muzeum Narodowym w Warszawie do pokazu dzieł Pablo Picassa.  Podejmując wyzwanie językiem hiszpańskiego malarza opowiedział … Bitwę pod Grunwaldem.  

– Namalowałem tam mural, który bardzo dobrze się przyjął. Na ścianie, na której go wykonałem powieszono plakietkę z moim imieniem i nazwiskiem. Bardzo się cieszyłem. Bądź, co bądź moje nazwisko zawisło raz w muzeum – opowiada z uśmiechem Irek.

Kopia malowana przez Ireneusza Rolewskiego jest większa od oryginału o 13,5 cm. Zasadnicza różnica tkwi nie w rozmiarze, ale w tym, że składa się ona z 11 elementów, które – co ciekawe – nie były zszywane, a wiązane. – By połączyć wszystkie części, wykonaliśmy 35 tys. supełków, włókno po włóknie. Wszystkie supełki znajdują się na odwrocie. Obok mnie wiązali je studenci ASP i pracownicy uczelni. Pokonaliśmy znużenie cierpliwością – opowiada kopista.

Wiązanie to nie jedyna żmudna praca, jaką trzeba było wykonać. Nie mniej pracochłonne były gruntowanie i przygotowywanie płótna, wykonanie i obrobienie fotografii poszczególnych elementów, czy zaprojektowanie i wykonanie krosna.

– Jan Matejko pracował na gotowych podobraziach, które sprowadzał z Francji. Ja sam przygotowywałem wszystko. Do gruntu użyłem bieli cynkowej i bieli tytanowej oraz kredy bolińskiej i szampańskiej. Każdy pigment ma inne właściwości i ma wpływ na ochronę obrazu. Na każdy kawałek ręcznie nakładałem grunt. Oczywiście najwięcej czasu zajęło samo malowanie. Gdy idzie o farby, poszedłem w ślady mistrza i tak jak on malowałem farbami niemieckiej produkcji. Do wykonania kopii zużyłem kilkanaście litrów różnych kolorów farb. Proces odtwarzania rozdzieliłem sobie na kilkanaście warstw. Pracowałem od ogółu do szczegółu.  Na sam koniec odkładam krótkie gesty. Mam świadomość, że aby dokładnie wszystko odtworzyć, musiałbym malować jeszcze kilka lat. Na szczęście z kopiami jest tak, że to kopista decyduje, w którym momencie uznaje swoje dzieło za skończone. Ja chcę się jeszcze zbliżyć do oryginału – opowiada I. Rolewski.

Pracą artysty interesują się ogólnopolskie Media, a także prywatne osoby z różnych stron Polski. Od początku artyście kibicuje pierwsza nauczycielka malarstwa Anna Pokora, która nie opuściła żadnej wystawy swojego ucznia.

Po spotkaniu z dziełem ni kryła zachwytu. – Wcześniej widziałam fragment. Ja nigdy w niego nie wątpiłam. Jak zobaczyłam obraz poczułam się jak w Muzeum Narodowym. Jestem zachwycona – mówi pani Anna. Artystka podkreśla, że kopiowanie mistrzów wymaga cierpliwości i talentu.  A tych Irkowi nie brakuje. – Wiedziałam, że to będzie człowiek, który osiągnie sukces. Moja rola była niewielka. Przyszedł o mnie już ukształtowany. Wiedział, co che robić. Hiperrealizm miał już wypracowany. Nie pomyliłam się. To był taki diamenciki oszlifowany. Widziałam rzeczy, które wcześniej robił, stąd wiedziałam, że podoła – mówi z niekrytą radością A. Pokora.

Artystka, w swoim byłym uczniu podziwia wytrwałość. A także miłość kopisty do malarstwa. – On zawsze wkładał serce w to, co robi. Każda praca, która wychodziła spod jego ręki pokazywała jego talent. Pamiętam obraz Fiata 126 p.. Miało się wrażenie, że można do niego wsiąść. Zaprezentował go a wystawie, którą przygotował, by podziękować nauczycielom z Domu Dziecka w Strobowie. Cały dochód przekazał na rzecz tej placówki. Ten szlachetny gest, pokazuje jakim jest niesamowitym człowiekiem. Myślę, że jeszcze świat o nim usłyszy. Idzie jak burza, ale trzeba powiedzieć, że on na to bardzo ciężko pracuje. Cieszę się, że mogę to obserwować. I cieszę się jeszcze z jednego. W swoich zbiorach mam portret swojej osoby przez niego namalowany, a także jego autoportret – dodaje Anna Pokora.

Kopia powstawała w czterech miejscach: w sali matejkowskiej Muzeum Narodowego w Warszawie, gdzie artysta spędził 620 dni robocze, na Stadionie Narodowym, na którym powstały trzy górne elementy, w Konstancinie i Skierniewicach.

Warto wspomnieć, że Muzeum Historycznemu Skierniewic udało się pozyskać środki na dokończenie projektu artystycznego realizowanego przez Ireneusza Rolewskiego.