Ta moc nie była z niego

Agnieszka Napiórkowska Agnieszka Napiórkowska

publikacja 12.09.2021 00:53

Wśród kapłanów diecezji łowickiej nie brakuje tych, którym sakramentu kapłaństwa udzielił kard. Stefan Wyszyński. Wielu z nich chwile spędzone z Prymasem Tysiąclecia uznaje za wyjątkowo ważne i wzruszające. W pokojach i na plebaniach duchowych synów zdjęcia kardynała wiszą na honorowych miejscach.

Dla kapłanów ks. prymas był nie tylko dostojnikiem Kościoła, ale przede wszystkim ojcem. Dla kapłanów ks. prymas był nie tylko dostojnikiem Kościoła, ale przede wszystkim ojcem.
Archiwum Gościa Płockiego

O kard. Wyszyńskim chętnie opowiada ks. Marian Kasztalski, święcony przez prymasa 24 maja 1970 r. - Pamiętam wszystkie spotkania z nim. W dniu beatyfikacji wszyscy widzimy w prymasie wielkiego dostojnika, hierarchę. A on w spotkaniu z człowiekiem był ojcem. Na własnej skórze tego doświadczyłem - wspomina.

Do jednego z takich spotkań doszło, gdy kapłan pracował w Pruszkowie i prowadził tam zespół artystyczny. - Pojechaliśmy na dwa dni skupienia do Chomiczówki. Prymas też tam był. Miał do nas zajrzeć na godzinę. Przyszedł, usiadł w środku. Nie było wtedy widać jego wielkości, powagi. Była za to bliskość. Chciał, byśmy prezentowali mu kawałki przedstawień. Nasze spotkanie trwało ponad 3 godziny. To był człowiek na miarę tysiąclecia, który przeprowadził Kościół przez najtrudniejsze czasy. Był człowiekiem wielkiego zaufania Bogu. Ta moc nie była z niego. W dniu jego beatyfikacji nie znajduję słów, które mogłyby pomieścić wdzięczność, jaką noszę w sercu dla niego. Gdy żył, można było go o wszystko poprosić. Mnie pomaga od dawna - mówi ze wzruszeniem ks. Kasztalski.

W dniu beatyfikacji wzruszenia nie ukrywa także ks. Wiesław Wiśniewski, pochodzący z tej samej diecezji, co prymas. Kapłan ze łzami w oczach przypominał sobie moment, w którym prymas włożył na niego ręce. Leżący, chory kapłan nie ma wątpliwości, że kardynał był wybitną postacią, niezłomnym sługą, czułym ojcem, wielkim pasterzem. - Z troską patrzyliśmy na niego, wiedząc, jak był prześladowany. Kiedyś powiedział, że w "Życiu Warszawy" nic dobrego o sobie nie przeczytał. Myślę, że w dniu beatyfikacji wszyscy będą o nim dobrze pisać. Mnie zdarzyło się kiedyś napisać o nim wiersz. My go bardzo kochaliśmy. I czuliśmy, że on też nas kochał. My wszyscy jesteśmy z niego. Gdy się z nami spotykał, pytał: "Co powiesz, kochany, jak ci pomóc?". Jego wstawiennictwa przyzywam od lat - podkreśla ks. Wiśniewski.

Ks. Ireneusz Wojciechowski prymasa zapamiętał jako ojca, który troszczył się o kleryków. Ks. Ireneusz święcenia kapłańskie przyjął 24 maja 1964 r. Jak mówi, było to wielkie przeżycie. Kardynała podziwiał za nieustępliwość wobec komunistów, którzy nie szczędzili mu cierpienia. - On nigdy nie miał w sercu nienawiści, ale też zawsze wiedział, co robić. Jego nieustępliwość zadziwiała. Od lat miałem poczucie, że powinien być błogosławionym. Modląc się proszę go, by nadal prowadził nas i Kościół - mówi ks. Wojciechowski.