Bóg jedynym ojcem, którego znałem

Agnieszka Napiórkowska

|

Gość Łowicki 42/2021

publikacja 21.10.2021 00:00

O dorastaniu bez taty, spowiedziach bez rozgrzeszenia, dzieciach, które uczyły wiary, i nauce modlitwy „Ojcze nasz” opowiada Marek Zadrąg, mąż Anety, tata Zuzanny, Gabrieli i Andrzeja.

▲	Marek nigdy nie starał się być surowy dla swoich pociech. ▲ Marek nigdy nie starał się być surowy dla swoich pociech.
Archiwum rodzinne

Agnieszka Napiórkowska: Jesteśmy w trakcie Roku św. Józefa. Czy opiekun Świętej Rodziny jest Ci bliski? Odkryłeś go już dawno czy dopiero teraz łapiesz z nim kontakt?

Marek Zadrąg: Odkryłem go dawno, nieraz doświadczyłem jego interwencji. Jedna z nich dotyczyła zatrudnienia. Dwa lata byłem już na emeryturze. Strasznie mi się nudziło. Chciałem iść gdzieś do pracy, ale nic się nie kroiło. Znajomi wrócili z Kalisza od św. Józefa i przywieźli mi nabożeństwo „Siedmiu radości i siedmiu smutków św. Józefa”. Odmówiłem je w tej intencji. Za dwa dni dostałem propozycję pracy w Funduszu Sprawiedliwości. Zgodziłem się i do tej pory tam pracuję. Wcześniej św. Józefa odkrywałem dzięki dzieciom i misjonarzom Świętej Rodziny, którzy prowadzili rekolekcje dla ojców. Kiedy Zuzia się urodziła, zacząłem szukać miejsc, w których można zyskać wzorzec, jak być ojcem. Wtedy tylko Kościół miał takie propozycje. Skorzystałem z nich, mimo że z Kościołem nie było mi pod drodze.

Dostępne jest 20% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.