Nie będę wołać „Mateczko!”

Magdalena Gorożankin

|

Gość Łowicki 41/2023

publikacja 12.10.2023 00:00

Spotykają się codziennie, by prosić w intencjach własnych i bliskich osób, a także tych, których w życiu jeszcze nie spotkali. Wszyscy ufają, że modlitwa przynosi owoce.

Każdego dnia wielu parafian odkrywa skarb, jakim jest Różaniec. Każdego dnia wielu parafian odkrywa skarb, jakim jest Różaniec.
Magdalena Gorożankin /Foto Gość

Dzieci, młodzież, Liturgiczna Służba Ołtarza, koła różańcowe, róże rodziców, dziadków... To tylko kilka wspólnot z diecezji, które od 1 października modlą się w intencjach świata, ojczyzny, rodzin, parafii, za tych, którzy potrzebują modlitwy, i tych, którzy nigdy o nią nie proszą lub uważają, że nie jest im potrzebna. Dziękują, przepraszają, proszą. – To zdecydowanie mój ulubiony rodzaj biżuterii. Paciorki na dłoni i w dłoni. Bransoletkę z różańcem dostałam od babci na osiemnastkę. Wtedy nie doceniałam jej potencjału. Dziś, prawie 10 lat później, jest moim nieodłącznym elementem zarówno stroju, jak i dnia. Gdy tylko mam wolną chwilę, od razu palce wędrują na nią, a w głowie, na ustach nieustanne „Zdrowaś...” – mówi Magdalena Gołębiewska z Żyrardowa.

Choć zdawać by się mogło, że coraz mniej osób uczestniczy w nabożeństwach, są parafie, gdzie moda na Różaniec nie słabnie. Nie tylko z obowiązku przygotowania do I Komunii św. czy bierzmowania, ale przede wszystkim płynąca z wychowania i potrzeby serca. – Dziadek prowadził tatę, tata mnie, a ja codziennie przychodzę tu z synem, by wiedział, co jest podstawą życia, spokoju wewnętrznego, ukojenia i radości. I choć czasem marudzi, to i tak każdego dnia pyta, kiedy jedziemy do kościoła. To mnie napawa dumą i spokojem, że zaszczepiam dobry fundament – mówi Mikołaj Drozdowski z parafii w Jaktorowie. – Przez lata nie lubiłam października, bo wszechobecny Różaniec doprowadzał mnie do szału. Msza i dodatkowe nabożeństwo różańcowe, które wtedy trwało dla mnie wieki, panie modlące się przy kapliczkach, panowie niosący figurę ulicami miejscowości. I te ckliwe, słodkie „Mateczko”, „Mamusiu”, „Matko”... Obiecywałam sobie, że nie będę wołać „Mateczko!”. Nie byłam „maryjna”. Do czasu... Dziś moja córka Marysia razem ze mną, dzień w dzień przez cały październik, woła „Zdrowaś, Maryjo...”. Ona jest dowodem na to, że Matka Boża wysłuchuje próśb, nawet gdy krzyczysz „Matko!”, przesuwając paciorki. Dziś październik to mój ulubiony miesiąc – świadczy Karolina Kopczewska z parafii Radziwiłłów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.