Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Makowie działa w odnowionej po tragicznym pożarze siedzibie.
Po dramatycznych wydarzeniach z grudnia 2014 roku, kiedy 63-letni Lech G. oblał benzyną i podpalił urzędniczki, na nowo otwarto wyremontowany budynek, który podczas pożaru uległ częściowemu spaleniu. Po remoncie obiekt został wyposażony w zabezpieczenia poprawiające bezpieczeństwo pracowników. W wyremontowanym budynku GOPS zamontowano specjalną śluzę. Pojawiły się też trzy okienka, przez które pracownicy kontaktują się z petentami. Wszystkie pomieszczenia socjalne rozlokowano w jednym budynku. W całym niemal urzędzie zainstalowano monitoring i alarmy. Koszt remontu to 548 tys. zł. Większość pieniędzy gmina otrzymała z budżetu państwa (424 tys.).
– Remontując budynek, zadbaliśmy o większe bezpieczeństwo pracujących tam osób. Wszystko po to, by urzędniczki mogły spokojnie pracować, co chwilę nie oglądając się za siebie – mówi Jerzy Stankiewicz, wójt gminy Maków. – Wydarzenia, które się tu rozegrały w grudniu 2014 roku, trudno wymazać z pamięci. Ale życie idzie dalej. Nadal trzeba służyć tym, którzy potrzebują pomocy oraz wsparcia. I panie pracujące tu tak jak dawniej nadal ofiarnie to robią. Na początku zastanawialiśmy się nawet, czy nie lepiej by było GOPS przenieść do innego budynku. Doszliśmy jednak do wniosku, że nie można dopuszczać, by zło zwyciężało. Nie można pielęgnować strachu czy złych wspomnień. Przyjmując zasadę bł. ks. Jerzego Popiełuszki, że zło trzeba dobrem zwyciężać i myśląc o zmarłych urzędniczkach, w miejscu, w którym rozegrała się tragedia, urządziliśmy jasną salę, z łowickimi motywami kwiatowymi – dodaje wójt Stankiewicz.
Proces 63-letniego Lecha G. toczy się w sądzie. Oskarżonemu grozi dożywocie.
Nowy budynek w niczym nie przypomina dawnej siedziby
Dariusz Dzik /Dziennik Łódzki