– W dniu, w którym zginął mój mąż, nie pomyślałam, że – wsiadając do samochodu – jedzie do nieba, a nie do pracy. Jego rzucone na odchodne „do zobaczenia” to słowa, którymi kończę każdą wizytę na cmentarzu – wyznaje pani Wanda.
Podróżując drogami diecezji, można zauważyć, jak w zastraszającym tempie przybywa miejsc, w których pojawiają się krzyże i płoną znicze. I nie chodzi tu o przydrożne kapliczki, ale o punkty, w których ktoś nagle stracił życie. Zapalający przy drogach światełka przyznają, że robią to nie tylko dla siebie i swoich bliskich, którzy zginęli, ale także dla przejeżdżających kierowców. Mają nadzieję, że zdejmą oni nogę z gazu, odłożą telefon, zapną pasy, zachowają ostrożność i dzięki temu bezpiecznie wrócą do domu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.