Wywiad. O kryzysach w Kościele, szekspirowskich poczynaniach dziennikarzy i PR bez łgarstwa z ks. Piotrem Karpińskim, rzecznikiem diecezji łowickiej, rozmawia Agnieszka Napiórkowska.
Agnieszka Napiórkowska: Początek roku zachęca do podsumowań. Chciałabym namówić Księdza do refleksji nad minionymi 12 miesiącami z perspektywy rzecznika. Jakie one były?
Ks. Piotr Karpiński: – 12 miesięcy roku 2012 upłynęło mi w dobrym zdrowiu i bez większych dramatów. I za to dziękuję Bogu.
Mottem obecnego programu duszpasterskiego są słowa: „Wy jesteście solą ziemi, a jeśli sól utraci swój smak, to czym go przywrócić? Nie przydaje się na nic! Wyrzuca się ją z domu i ludzie będą po niej deptać” (Mt 5,13). Chciałabym zapytać, jak wobec tych słów widzi Ksiądz swoją rolę jako rzecznika?
– To bardzo ciekawe, na co pani zwróciła uwagę. Nigdy nie patrzyłem na posługę rzecznika prasowego w kontekście hasła roku duszpasterskiego. Tymczasem przywołane przez panią motto jest tak głębokie i piękne, a zarazem proste, że warto w jego świetle przemyśleć wszystko, co się robi. Także posługę rzecznika.
Znamy dobrze biblijną symbolikę soli. Jest to zachęta, by walczyć z jałowością naszych działań, by to, co robimy, miało jakiś smak. A także, byśmy przyglądali się rozmaitym zepsuciom. Przecież to o nie najczęściej media pytają, nieprawdaż?
Na przestrzeni kilku ostatnich lat Kościół, także ten łowicki, zrobił zdecydowany krok w kierunku otwarcia się na media.
– Czy zdecydowany, tego nie wiem, ale na pewno warto dostrzec fakt, że w wielu diecezjach są już rzecznicy prasowi. To bez wątpienia jakaś zmiana na korzyść. Specyfiką Kościoła jest to, że kroczy on powoli. I tak jak całe wieki przekonywał się np. do demokracji, tak powoli przekonuje się do mediów. Dziś są już instytucje, gdzie ta obsługa medialna funkcjonuje bardzo sprawnie. W wielu diecezjach są rozbudowane biura prasowe. Coraz więcej osób rozumie też, że błędem jest ignorowanie środków społecznego przekazu.
Błędem jest chyba także przekonanie, że rolą rzecznika prasowego kurii jest jedynie udzielanie komentarzy i wygłaszanie oficjalnych oświadczeń w sytuacjach kryzysowych, z pomijaniem pracy nad tworzeniem pozytywnego obrazu Kościoła?
– Myślę, że w tym pytaniu uchwyciła pani istotę pracy rzecznika, która powinna być realizowana na kilku polach. Pomocą w lepszym zrozumieniu tego, na czym ma ona polegać, są doroczne zjazdy dla rzeczników prasowych, które organizuje Biuro Prasowe Konferencji Episkopatu Polski. Na tych kilkudniowych warsztatach podejmowane są tematy szczegółowe. Jest to dla nas rzecz bardzo pomocna, bo są tam zapraszani praktycy, wykładowcy, prawnicy, PR-owcy, którzy na konkretnych przykładach ukazują mechanizmy, którymi rządzi się świat mediów. Nam public relations kojarzy się z czymś podejrzanym, z jakimś kłamstwem w żywe oczy. Funkcjonuje nawet określenie „czarny PR”. A tymczasem, w najbardziej klasycznym ujęciu, jest to informowanie o swoich dobrych stronach, pokazywanie atutów. Na ostatnich warsztatach, które odbyły się pod koniec 2012 r., jednym z prelegentów był podinsp. Mariusz Sokołowski, rzecznik prasowy policji, którego często można zobaczyć w telewizji. Jego biuro zatrudnia 25 osób. Dzieląc się swoimi doświadczeniami, pokazał nam dwa pola prowadzonych przez siebie działań. Pierwszym jest utrzymywanie dobrych relacji z mediami. Drugim zaś – udzielanie komentarzy i odpowiedzi na zadawane pytania. Pierwsze pole ma początek w szacunku dla dziennikarzy, których traktuje się jako partnerów w dialogu, a nie jak natrętne muchy. Myślę, że my mamy tutaj jeszcze sporo do zrobienia. Ciągle się boimy, zwłaszcza świeckich mediów. Panuje dość duża nieufność. Słysząc, że jakaś stacja chce do nas przyjechać, natychmiast się usztywniamy, obawiając się, że będą szukać dziury w całym, przekręcać, pokazywać tylko słabe strony. Dlatego często zamykamy się i nie budujemy relacji. Myślę, że to, co powiedział podinsp. Sokołowski, to słuszny kierunek, w którym trzeba iść. Ideałem byłoby więcej zaufania, otwartości i zrozumienia po obu stronach – i mediów, i Kościoła.
Czy wymienione przez Księdza działania wyczerpują obszary pracy rzecznika, który – o czym nie można zapominać – nie reprezentuje sam siebie, tylko konkretną instytucję?
– Tak, rzecznik stoi pomiędzy podmiotem, który reprezentuje, a medium, czyli społeczeństwem. Analogicznie powinien troszczyć się o dobrą relację ze swoją instytucją. Czasem trzeba ją niekiedy przekonać do większej aktywności w mediach albo wytłumaczyć ich naturę, prawa, jakimi się one rządzą. Trzeba pamiętać, że media to przestrzeń, która nie znosi próżni, w której milczenie nie jest złotem. Sam nieraz się o tym przekonałem na konkretnych przykładach. Nie podejmując działań, oddajemy pole komuś innemu, a przede wszystkim wchodzimy w buty, jakie nam ktoś inny uszył. I zawsze, gdy my milczymy, inni mówią, i to bardzo dobitnie, często pokazując nieprawdziwą, zniekształconą twarz Kościoła. A pojawiając się w mediach tylko w sytuacjach kryzysowych, musimy liczyć się z tym, że może to nadszarpnąć zaufanie do Kościoła. Czyżby nie miał on nic pozytywnego do powiedzenia?
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się