Łęki Kościelne tętnią podniebnym życiem - paralotniarze wrócili na swoje tereny.
Tegoroczne opady nie tylko wyrządziły szkody w domostwach, miastach i na polach, ale także przeszkodziły w szybowaniu pasjonatom paralotniarstwa. Niemal do połowy lipca startowali i lądowali w Płocku i dopiero w ostatnich dniach powrócili do Łęk Kościelnych, gdzie od 6 lat Marcin Sokół prowadzi szkołę paralotniarską.
– W zeszłym roku lataliśmy od marca do października, a teraz z dnia na dzień zastanawiamy się, czy jutro będą warunki do szybowania – opowiada z niezadowoleniem instruktor. A liczba pasjonatów tego elitarnego sportu z roku na rok wzrasta. W niemal każdy weekend na polach niedaleko Kutna kilkudziesięciu paralotniarzy próbuje własnych sił w przezwyciężaniu grawitacji. A szybowanie to nie lada wysiłek. – W ostatnich latach widzę coraz więcej samouków, coś na zasadzie: „Kolega ma paralotnię, to nauczy mnie latać”, więc nie ma się co dziwić, że podczas startów lub lądowania giną ludzie – tłumaczy M. Sokół. – Pilot musi się uczyć całe życie. Musi znać się na meteorologii, fizyce, wzorach, aerodynamice. Pierwszy etap kursu trwa około tygodnia, ale wielu amatorów już pierwszego dnia odrywa się od ziemi – dodaje instruktor, dodając, że paralotniarstwo przestało być już sportem tylko górskim i w ostatnich latach wspaniale rozwija się także na nizinach.
Pas startowy znajduje się za kościołem
Monika Augustyniak /GN
Z góry wszystko wygląda inaczej
Monika Augustyniak /GN