Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Kasztelan, co Rzym podbijał

Inowłodzkie Bractwo Rycerskie. – 20 lat ciężko pracowałem. Teraz chcę mieć coś dla siebie. Będąc kasztelanem, mogę podróżować w czasie i w różnych zamkach, przy miodzie, mięsiwie i ogniu gawędzić ze średniowieczną bracią o stoczonych bitwach, wygranych potyczkach i pięknych białogłowach – mówi Franciszek Jagielski.

Inowłódz. To tu, w miejscowości będącej niegdyś ważnym grodem granicznym, po którego ziemi stąpali królowie i zacni rycerze, czego niezbitym dowodem są nie tylko zachowane dokumenty, ale także średniowieczny kościół św. Idziego oraz podniesiony z ruin zamek, swoją siedzibę ma Inowłodzkie Bractwo Rycerskie. Kilkudziesięcioosobowej grupie zafascynowanej czasami, gdy białogłowy nosiły długie suknie, a władcy, królowie i dzielni rycerze przyodziewali się w zbroje, przewodzi kasztelan zamku inowłodzkiego Franciszek Jagielski, który w tym roku, w kościele św. Idziego, został pasowany na rycerza. IBR, skupiające się głównie na czasach okołogrunwaldzkich, tworzą 20 w pełni wyposażonych rycerzy oraz armaty, hakownice, piszczele, wozy, konie, a nawet... dyliżans.

Z poparciem Kościoła i rycerstwa

Swoją działalność bractwo rozpoczęło w czerwcu 2008 r. Jego początki związane były z powołaniem kasztelana inowłodzkiego zamku. – Poprzedni wójt Cezary Krawczyk poprosił mnie o promocję i pomoc w odbudowie zamku, który wówczas był kupą gruzu porośniętą trawą z pasącymi się kozami – wspomina F. Jagielski. Zgodził się być promotorem zamku i tradycji rycerskich pod warunkiem, że wszystko robione będzie zgodnie z regułami, jakie obowiązywały w średniowieczu. – Wtedy też ustaliliśmy, że skoro zamek został wzniesiony przez króla Kazimierza Wielkiego, należy promować przede wszystkim tę epokę. Żeby to robić, na bazie istniejącego już 20 lat bractwa, do którego należałem, postanowiliśmy powołać nowe stowarzyszenie (Inowłodzkie Bractwo Rycerskie) – tłumaczy pan Franciszek. Władze Inowłodza godność kasztelana powierzyły mu, potwierdzając to stosownym dokumentem, w którym czytamy m.in.: „Ja, Cezary Krawczyk, wójt gminy Inowłódz, mocą przez prawo Rzeczypospolitej Polskiej mi nadaną, pana Franciszka Jagielskiego kasztelanem zamku w Inowwłodzu mianuję, opiekę nad tym zamkiem poruczając. Od chwili tej ma pan Franciszek Jagielski prawo pisać się kasztelanem na zamku Inowłódz, a także posługiwać się pełnią przywilejów, które godność ta posiada. (...) Aby w wykonaniu innych obowiązków, które na kasztelanie spoczywają, miał pomoc, nadaję (mu) prawo wyboru podkomendnych w liczbie i profesjach do jego wyłącznego uznania. Czyniąc powyższe, ufam, że zamek Inowłódz w prawe i kompetentne ręce oddaję. Z chwilą wręczenia tego dokumentu Bractwo Rycerskie na zamku w Inowłodzu do życia powołuję”. – Zanim powierzono mi tę godność, zgodnie z tradycjami poprosiłem Kościół i brać rycerską o poparcie. Mając oficjalną zgodę rycerstwa, pojechałem do kurii w Łowiczu prosić o błogosławieństwo. Promotorem w mojej sprawie był ks. prał. Wiesław Wronka. Po przeczytaniu statutu i dokumentów poinformował naszego proboszcza, że może mnie pobłogosławić jako kasztelana. Od tego momentu wszystko się zaczęło. Wraz z IBR promowałem Inowłódz, a także wpierałem odbudowę zamku, na którą gmina dostała 5,6 mln zł. Co ciekawe, kiedy ruszyły prace, okazało się, że wielu mieszkańców nie wiedziało, iż w tym miejscu był tak okazały zamek. Dziś w jego odbudowanej części mieszczą się GCK i sale wystawowe. I choć nie wszystko idzie po mojej myśli, w miarę możliwości z obowiązków staram się należycie wywiązywać – mówi kasztelan, co chwilę gładząc posiwiałą brodę.

Na Grunwald i do Rzymu

Dzięki wysiłkom kasztelana i IBR Inowłódz na powrót stał się miejscem, w którym turyści i mieszkańcy mogą oglądać różnego rodzaju pokazy rycerskie i uczestniczyć w imprezach przenoszących ich w czasy średniowieczne. W całej Polsce głośno jest także o inicjatywach podejmowanych przez bractwo. Jedną z nich było włączenie się w organizację ogólnopolskich obchodów 600. rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Dzięki determinacji kasztelana, przy wsparciu samorządów i różnego rodzaju bractw rycerskich, udało się odtworzyć – na podstawie zapisków Jana Długosza – przemarsz rycerstwa króla Jagiełły na Grunwald. – Zależało nam, by trasa i postoje były w miejscach, przez które wówczas maszerowało rycerstwo. Naszymi guru historycznymi byli archeolog dr Jerzy Augustyniak i prof. Henryk Samsonowicz. Dzięki nim przez półtora roku przygotowywaliśmy nie tylko 360-kilometrową trasę z Sulejowa do Grunwaldu, ale także różnego rodzaju detale i wydarzenia historyczne. To była niezwykła przygoda i wielka lekcja historii, w której przemarsz króla Władysława Jagiełły mogli oglądać mieszkańcy Sulejowa, Wolborza, Lubochni, Żelechlinka, Głuchowa, Wysokienic, Samic, Dębowej Góry i Skierniewic. W wielu miejscach zmęczone rycerstwo odpoczywało, posilało się i zanosiło modły o zwycięstwo. Tak było choćby w Lubochni, gdzie uroczystej Eucharystii przewodniczył bp Józef Zawitkowski – wspomina pan Franciszek. Innym równie wzruszającym wydarzeniem był konny Maraton Wdzięczności na kanonizację Jana Pawła II. – Pomysł był formą wdzięczności za życie Jana Pa- wła II, a także podziękowaniem za ocalenie. Gdy płynęliśmy łódką z Waldemarem Liźniewiczem, mieliśmy wywrotkę i o mały włos nie straciliśmy życia. Po wydostaniu się z wody najpierw podziękowaliśmy Bogu, a potem postanowiliśmy wybrać się konno w średniowiecznych strojach do Rzymu na kanonizację. Razem z nami ruszyło 20 osób. Ja i Waldek przez Polskę jechaliśmy dyliżansem, który zrobiłem sam z synem. Za granicą przesiedliśmy się na konie. Po drodze ludzie nie tylko nas pozdrawiali, ale i gościli. Wiele osób chciało zrobić sobie zdjęcie z rycerzami z Polski. Nocowaliśmy w klasztorach, na zamkach, ale i pod wozem. Cudem udało nam się dojechać do Rzymu. W pierwszej wersji mieliśmy dotrzeć tylko do rogatek Wiecznego Miasta, ale ponieważ ochrona nas przepuszczała, mimo że nie mieliśmy żadnych przepustek, dotarliśmy do Watykanu – wspomina kasztelan. – To była niezwykła podróż, podczas której nie tylko czuliśmy wsparcie Najświętszej Panienki, ale i św. Jana Pawła II, który na naszej drodze stawiał wyjątkowo życzliwych ludzi – dodaje W. Liźniewicz.

Dziergający rycerze

Jak wspomina F. Jagielski, jego przygoda z rycerstwem rozpoczęła się wiele lat temu. Jej sprawcą był najstarszy syn dzisiejszego kasztelana. – Kiedy Michał był małym chłopcem, opowiadałem mu historię Polski. Mówiłem o rycerzach i wojnach. Później zabrałem go na zamek i kupiłem mu pierwszy miecz, myśląc, że na tym się skończy. Ale nic podobnego. On zaczął się kręcić wokół rekonstruktorów. Co chwilę prosił o nowe części uzbrojenia. Jak już mnie pociągnął za język i sakiewkę, to podłączyła się córka. I tak trójka moich dzieci przenosi się co chwila do średniowiecza. Normalne zostały jedynie żona i najmłodsza córka. A ja zostałem kasztelanem, rycerzem i dorobiłem się garaży pełnych średniowiecznych zbroi i ciuchów. Dziś nasza rodzinna pasja stała się sposobem na życie i odpoczynek. Każdą wolną chwilę spędzamy w dawnej epoce. Moi synowie i ich przyjaciele klepią poobijane hełmy, dziergają sobie koszule i przyszywają kosteczki do sakiewki. Mamy własnego szewca, kowala, kaletnika i krawcową – opowiada dumny kasztelan. Z radością i niezwykłą pasją o przygodach średniowiecznego rycerstwa opowiadają także pozostali członkowie rodziny Jagielskich i bractwa. Każdego dnia gotowy do walki jest Marek Skowroński, najwaleczniejsze serce w bractwie. Jak mawiają jego przyjaciele, gdyby miał 2 metry, w ciągu 24 godzin zawojowałby pół Europy. Radości z przynależenia do bractwa nie kryje także Malwina Pietrzyk. – W dzisiejszych czasach kobiety stają się aseksualne. Ubierając się w dawne stroje, czuję się bardziej kobieca. W tym świecie musimy zdobywać pozycję, a w tym historycznym, który dla mnie nie jest mniej prawdziwy, łatwiej być sobą. Jako białogłowa marzę o nowych sukniach i nakryciach głowy, podobnie jak w czasie rzeczywistym o sukienkach i bluzkach. W moim przypadku oba światy się przenikają i uzupełniają – zapewnia Malwina. Podobnego zdania są także Paulina Jagielska i Kasandra Kowalska, które niejedną noc spędziły przy szyciu średniowiecznych strojów. Po igły, ale i inne specjalistyczne narzędzia, za pomocą których można przygotować sobie strój z epoki, chętnie sięgają także chłopcy, szyjąc sobie buty, przygotowując niezbędnik rycerski czy wykonując zbroje. Każdy z nich, wkładając strój rycerza, czuje w sobie przypływ waleczności, męstwa i szlachetności. A zerkając na odbudowany zamek, także patriotyzm i chęć przybliżania innym najpiękniejszych kart polskiej historii.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy