– Podobno kilkanaście lat temu pociągi jeździły tak punktualnie, że można było regulować zegarki. Tak przynajmniej twierdził mój ojciec maszynista. Dziś, gdyby wstał z grobu i zobaczył mękę pasażerów, od razu zszedłby na zawał – irytuje się Marek Matczak z Łodzi.
Opóźnienia sięgające 40, 90, a nawet 150 minut, zbyt krótkie składy pociągów, nieprzewidziane postoje, niedziałające urządzenia i nieustannie powtarzające się awarie – to tylko niektóre przyczyny zszarpanych nerwów pasażerów zmuszonych do korzystania z transportu kolejowego. Oczekujący na spóźnione pociągi nie kryją oburzenia. I mało kto wierzy, że sytuacja szybko się poprawi. Złości i irytacji nie rozładowują zapewnienia przewoźników, którzy twierdzą, że od 12 grudnia, wraz z kolejną zmianą rozkładu, nastąpi znaczna poprawa świadczonych usług.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.