Odbył się finał Szlachetnej Paczki. W diecezji łowickiej otwarto dwa nowe rejony.
Po raz pierwszy w historii sztab wolontariuszy i darczyńców objął pomocą potrzebujących z Żychlina i okolic. 11 młodych pod dowództwem Aleksandry Jankowskiej odwiedziło ok. 50 rodzin, z których 20 zakwalifikowało się do programu. Zgrana ekipa, ofiarni darczyńcy i chęć niesienia pomocy sprawiły, że choć otwarcie nowego rejonu kosztowało liderkę i wolontariuszy mnóstwo pracy i wysiłku, bez wahania twierdzą, że za rok również się zaangażują. - Wolontariat jest dopełnieniem mojego życia. Praca, studia i codzienne obowiązki zmieniają się pod wpływem dobra, które się daje - zapewnia pani Aleksandra.
Również w Skierniewicach (po przerwie) ponownie powstał rejon Szlachetnej Paczki. Wolontariusze i lider Jan Piecko, którzy do programu zakwalifikowali 25 rodzin, przyznają, że skierniewiczanie maja niezwykły potencjał jako darczyńcy. - Nie dość, że "nasze" rodziny bardzo szybko znalazły ofiarodawców, nie dość, że dołączono do nas kilka rodzin z okolic, które również otrzymały pomoc, to jeszcze, gdy patrzę na paczki, które nie mieszczą się w samochodach, myślę, że darczyńcy listę potrzeb pomnożyli razy 10 - śmieje się pan Jan.
W akcję włączyło się wiele miast diecezji. Kutno, Łęczyca, Żyrardów, Sochaczew, Łowicz, Biała Rawska, Rawa Mazowiecka i inne miejscowości sprawiły, że dla setek mieszkańców tegoroczne święta będą spokojne i pełne radości. - Przyznam szczerze, że na początku nie miałem ochoty się angażować, poświęcać czas i tak prężnie pomagać innym - przyznaje Jakub Buta, wolontariusz ze Skierniewic. - Wiedziałem, że aby spotykać się z rodzinami i szukać dla nich pomocy, trzeba się bardzo zaangażować. Ostatecznie zgodziłem się i jest to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Nie tylko uczę się odpowiedzialności, zaangażowania i pracy dla innych, ale też spotykam się z bardzo trudnymi sytuacjami, nieszczęściami i niebywałymi wręcz warunkami lokalowymi. Ja jestem taki, że chciałbym mieć wszystko, dlatego dotknięcie czyjejś niezawinionej biedy jest dla mnie prawdziwą lekcją - opowiada.
W akcję po raz pierwszy włączyła się również Klaudia Przybysz. Oprócz tego, że jest wolontariuszem, pochodzi z rodziny objętej pomocą Szlachetnej Paczki. - Tata jest po wylewie, praktycznie większa część pensji mamy wydawana jest na leki, na życie pozostaje niewiele. Dlatego też taka pomoc jest dla nas niezwykle ważna. Choć muszę przyznać, że dopiero jako wolontariusz w pełni doceniłam tę akcję. Zobaczyłam, jak wiele pracy tysiące ludzi musi włożyć w to, by rodziny otrzymały oczekiwaną pomoc. Za rok też się zaangażuję - zapewnia.
Wolontariusze przyznają, że jedną z trudniejszych rzeczy było dla nich odrzucenie rodzin, które nie spełniały kryteriów akcji. - Trzy dni i trzy noce nosiłam się z decyzją o niezakwalifikowaniu rodziny - mówi Julia Rokicka-Gręda. - Mimo tego, iż byłam pewna, że to rodzina bardzo roszczeniowa, świadomość, że to od mojej decyzji zależy, czy udzielimy im pomocy czy nie, była dla mnie niezwykle trudna. Teraz wiem, że wybrałam dobrze. I widzę, że dzięki wolontariatowi nauczyłam się dobrej organizacji czasu, asertywności i zyskałam większą śmiałość.