Przez cały tydzień na naszej stronie będziemy wiele mówić o miłości przez małe i duże M.
Wielkimi krokami zbliżają się walentynki. Z tej okazji na naszej stronie ogłosiliśmy konkurs walentynkowy. Jego zasady wyjaśniliśmy TUTAJ.
Ponadto przez tydzień będziemy także rozmawiać z różnymi osobami na temat miłości, małżeństwa, dialogu, sposobów odkurzania uczuć. W rozmowie z doradcami rodzinnymi zapytamy o to, czy są recepty na udane życie małżeńskie, jak mądrze się ze sobą pokłócić i co zrobić, gdy czujemy, że współmałżonek nas nie rozumie.
Na początek rozmowa z Anetą Zadrąg, pielęgniarką i doradcą rodzinnym, z którą o dzieciństwie bez praktykowania, ucieczce w małżeństwo, nawróceniu, budowaniu na skale i świadczeniu rozmawia Agnieszka Napiórkowska.
Agnieszka Napiórkowska: Pochodzisz z rodziny głęboko wierzącej czy z takiej, w której Pan Bóg nie był kimś najważniejszym?
Aneta Zadrąg: Nie pamiętam czasu, w którym razem z rodzicami wychodziłabym do kościoła. Owszem, czasem kazali mi się pomodlić albo pójść na Mszę, ale nie mogę powiedzieć, że wiarę wyssałam z mlekiem matki. Pochodzę za to z rodziny bogatej. Mój tata w latach 80. ub. wieku miał swoją działalność, która dobrze mu szła. Zarabiał dużo pieniędzy. Niestety, przewróciły mu one w głowie. Szybko stałam się powiernicą mamy, która - mimo upokorzeń - trwała w tym związku, bo bała się, że sobie nie poradzi. Ostatecznie małżeństwo rodziców rozpadło się. Rozwiedli się po 30 latach bycia razem.
Będąc jeszcze w szkole, poznałaś swojego męża.
Tak. Miałam 16 lat, kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Byłam wtedy w III klasie. Po 4 latach wzięliśmy ślub. Była to forma ucieczki. Chciałam stworzyć dom i rodzinę, ale zupełnie nie wiedziałam, jak to zrobić. Tylko na początku dobrze się nam układało. Podjęłam pracę. Szybko okazało się, że jestem w ciąży i to pozamacicznej. Kiedy chorowałam, mąż zaczął popijać. I tak jak w domu poznałam, co to przemoc. Niedługo, w bardzo przykrych okolicznościach, okazało się, że mój mąż zdradzał mnie z moją przyjaciółką. Rozstaliśmy się. Odchodząc, zabrał mi wszystko - prezenty ślubne, obrączki, pieniądze. W ciągu dwóch tygodni schudłam 20 kg.
Wtedy podjęłaś decyzję, że nie zaufasz żadnemu mężczyźnie?
I tak, i nie. Na początku, czując się skrzywdzoną, postanowiłam rozkochiwać w sobie mężczyzn. Dopiero potem obiecałam sobie, że nikomu już nie zaufam. Był to dla mnie trudny czas. W pracy też się nie układało. Bóg miał jednak dla mnie plan. Wszystko zmieniło się od wyjazdu na obóz z osobami niepełnosprawnymi, na którym poznałam Marka. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Mówiliśmy to samo, słuchaliśmy i czytaliśmy te same rzeczy. Rozumieliśmy się bez słów. Po 5 miesiącach wzięliśmy ślub. Szybko urodziłam córkę, potem drugą.
Wiem, że Wasze nawrócenie to po części zasługa dzieci?
To prawda. Bóg przemówił do nas ustami naszych dzieci. Jako rodzice obiecaliśmy sobie, że zawsze będziemy poważnie traktować ich pytania. Starsza córka ciągle pytała nas o Boga i religię. Na przykład: „Kto był pierwszy - Adam i Ewa czy dinozaury?”. Nie dawała nam spokoju. W tym czasie poznaliśmy też ludzi głęboko wierzących. Oni powiedzieli nam o rekolekcjach dla związków niesakramentalnych, które odbywają się w Laskach. Pojechaliśmy na nie. Byłam w 7. miesiącu ciąży z synem. Był to wyjątkowy czas doświadczania miłości Bożej. Pamiętam, że podczas Mszy św. Komunię przyjmowały białe małżeństwa. My mogliśmy podejść tylko po błogosławieństwo. Uczestnicząc w Eucharystii, poczułam swoją małość. Do ławki wróciłam z płaczem. Po tej Mszy św. zawsze podczas Komunii ryczałam i tęskniłam za Jezusem. Każdego dnia coraz bardziej.
Podczas tych rekolekcji poznaliście też księdza, który zasugerował Wam oddanie sprawy do sądu biskupiego?
Tak. W programie rekolekcji było też spotkanie z księdzem. Ja się opierałam, ale Marek mnie przekonał. Ksiądz Andrzej Pryba nie tylko zachęcał mnie do zbadania ważności pierwszego małżeństwa. Po powrocie złożyliśmy dokumenty do sądu biskupiego, w którym po ponad 3 latach uzyskaliśmy dwa jednobrzmiące wyroki mówiące, że moje małżeństwo nie zostało ważnie zawarte. 8 lat temu wzięliśmy ślub kościelny. Nigdy nie zapomnę tego dnia i radości po przyjęciu Ciała Pana Jezusa. Od tamtej pory nie wyobrażam sobie, by nie iść na Mszę św. By lepiej poznać Boga, a także by odpierać różnego rodzaju ataki, poszłam na teologię. Moja edukacja religijna miała poważne braki. Teraz wiem, w Kogo uwierzyłam.
Dziś razem z mężem należycie do ekip Notre-Dame, jesteście doradcami rodzinnymi. Jesteś szczęśliwa?
Nawet nie wiesz, jak bardzo. Życie z Bogiem ma zupełnie inny smak. Dziś, gdyby ktoś zabrał mi Jezusa, nie wiem, co bym zrobiła. On jest moim najlepszym Przyjacielem. To jest Osoba, z którą ciągle rozmawiam. Dzięki Niemu i Jego miłości, której doświadczam każdego dnia, rozumiem wiele wydarzeń, które działy się i dzieją w moim życiu. Wiem, co to znaczy być synem marnotrawnym, ale wiem też, jak wygląda życie po powrocie do domu. Wiem, co to miłość, troska, zachwyt, przebaczenie. Poza Jezusem mówią mi o nich Marek i moje dzieci, z którymi razem się modlę, uczestniczę w rekolekcjach i chodzę do kościoła.
Pracujesz z małżeństwami, uczysz ich, czym jest miłość, wykładasz zasady NPR... Czy tego rodzaju służba pomaga Ci dbać o własne małżeństwo, miłość?
Jasne. Mam świadomość, że stając przed narzeczonymi, muszę być wiarygodna. Muszę być świadkiem. Po wielu latach bycia żoną i matką wiem, że o miłość i relacje trzeba dbać. Wiem też, że najboleśniej potrafią ranić osoby, które najmocniej kochamy. Miłość to nie tort bezowy, nie kolorowe serduszka i słoniki z trąbami do góry. Nie lukrowane słowa mijające się z prawdą. Miłość to bezinteresowny dar z siebie, a także wypełnienie, zrozumienie i wprowadzenie w życie tego wszystkiego, o czym pisze św. Paweł w hymnie o miłości. To także zgoda na służbę, ofiarę. To gotowość przymykania oczu na fochy małżonka, a innym razem zaproszenie do długiej, trudnej rozmowy okraszonej łzami. Coś, co jest najważniejsze i najpiękniejsze na świecie nie może być ani zbyt słodkie, ani lukrowane. Dlatego to nie tort, a raczej ciemne pieczywo, które - w zależności od sytuacji, zmagań - jest albo czerstwe, albo świeże, takie z polędwicą i dużą ilością warzyw. I o tym trzeba pamiętać. Każda miłość jest piękna, lecz nasza jest moją ulubioną, której nie zamieniłabym na żadną inną!