O włoskich zwyczajach wielkanocnych, pojmowaniu szczęścia i ludziach spragnionych Zmartwychwstałego z ks. Claudio Bonavitą, który głosił konferencję dla maturzystów na Jasnej Górze, rozmawia Marcin Kowalik.
Marcin Kowalik: Czy wcześniej zdarzyło się Księdzu przemawiać do takiej grupy młodzieży?
Ks. Claudio Bonavita: To był mój pierwszy raz. Głosiłem wcześniej rekolekcje stanowe np. dla mężczyzn, ale dla maturzystów jeszcze nie. Chciałem im przekazać to, czego sam doświadczyłem w życiu. Każdy z nas chciałby być szczęśliwy, ale przez bodźce tego świata myślimy, że szczęście polega na tym, co człowiek ma, a nie na tym, kim człowiek jest. Chcemy zdobyć wykształcenie, dobrą pracę, zarabiać pieniądze, mieć samochód, dom, wakacje. Jakby to było sensem naszego istnienia. Możemy zatracić to, co mamy do ofiarowania światu. Piękno stworzenia polega na tym, że Pan Bóg stworzył nas wolnymi. Rzeczy tego świata mają nam służyć, a nie być naszymi panami. To nie są złe rzeczy. Tylko ważne jest, żebyśmy my panowali nad nimi. Nie mogło zabraknąć nawiązania do Dziewicy Maryi i przez to do relacji z rodzicami, szczególnie z własną matką. Zazwyczaj to matka jest tą, która chce najlepiej dla swojego dziecka. Tak samo Maryja chce, żeby było nam dobrze w życiu, żebyśmy nie cierpieli. Żebyśmy nie mieli problemów.
Z młodzieżą z diecezji łowickiej spotkał się Ksiądz na tydzień przed świętami Wielkanocy. Czy we Włoszech, skąd Ksiądz pochodzi, przeżywane są tak, jak w Polsce?
My, Włosi, zatraciliśmy ducha tych świąt, ponieważ już nie jest rodzinnie, jak podczas świąt Bożego Narodzenia. Jest nawet takie włoskie powiedzenie: „Boże Narodzenie z rodziną, a Wielkanoc z kim chcesz”. Szczerze mówiąc, ludzie bardziej świętują drugi dzień świąt wielkanocnych niż pierwszy. Drugi dzień przeżywany jest na zasadzie pikniku. Nikt nie je w domach. Ludzie wychodzą, idą do lasu czy nad jezioro i spotykają się ze sobą. Ale to, co jest w Polsce, na przykład czuwanie wielkanocne, we Włoszech też jest, tylko zaczyna się później, tak żeby zakończyło się w sobotę około północy, gdy sprawowana jest Msza św. Nie ma natomiast Rezurekcji i procesji. Nie ma śniadania wielkanocnego, gdzie rodzina może się spotkać. Nieznana jest święconka. Na świątecznych stołach we Włoszech króluje baranina. Wydaje mi się, że Polacy lepiej przeżywają Wielkanoc. Również jeśli chodzi o przygotowanie przez rekolekcje czy spowiedź.
Czyli nie ustawiają się tam kolejki do konfesjonałów?
Tak. Tego się nie ujrzy. W Wielkim Poście odprawiana jest Droga Krzyżowa, ale Gorzkie Żale już nie. Tak samo w innych krajach, w których posługiwałem po skończeniu warszawskiego seminarium Redemptoris Mater. W Austrii, Czechach, na Łotwie czy na Ukrainie zauważyłem, że tam, gdzie gromadzą się ludzie pochodzący z Polski, starają się przeżywać święta tak, jak w Polsce. Ale rdzenni mieszkańcy to tak, jak we Włoszech. Obchodzona jest Wielkanoc, ale nie ma odpowiedniej rangi.
Posługiwał Ksiądz w różnych miejscach. Także tam, gdzie ludzie dopiero zetknęli się z prawdą o zmartwychwstaniu. Jak do niej podchodzą?
Zazwyczaj ją przyjmują. Każdy z nas cierpi w swoim życiu. Możemy przeżywać to cierpienie bez Boga i traktować jako przekleństwo albo zwrócić się o pomoc do Chrystusa, który jest w stanie zejść do naszego piekła i nas stamtąd wyciągnąć. Próbujemy wszystko robić, żeby nie było cierpienia. Mimo porażek w tym względzie. Bo są rzeczy, na które człowiek nie ma siły. Jak śmierć czy niespodziewana choroba. Tam, gdzie nie była głoszona nauka o zmartwychwstaniu, ludzie są jej spragnieni. Słyszą, że śmierć nie jest końcem, że Jezus Chrystus przychodzi do nas, przebacza grzechy i ma piękne plany względem nas. Tak, jakby ludzie na to cały czas czekali, ale nie umieli tego nazwać.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się