Barbara Krafftówna i Remigiusz Grzela, autor wywiadu rzeki z aktorką, byli gośćmi ostatniego spotkania podczas XIII Skierniewickiego Tygodnia Bibliotek.
To pani Barbara znalazła pana Remigiusza, bo usłyszała z nim wywiad w radiu. Poprosiła go o napisanie dla niej sztuki na 60-lecie pracy teatralnej. Postanowił napisać monodram o Marlenie Dietrich, bo był świeżo po rozmowie z jej ostatnią sekretarką. I od razu zaczęły się schody... - Znaczy ja "z mną"? Sama, bez partnerki, a zwłaszcza partnera? - próbowała oponować.
- W dodatku podała mi terminy. 20 listopada gramy w Teatrze Narodowym, a któregoś tam w Teatrze Wybrzeża. Jakie terminy, jak jeszcze sztuki nie ma? - struchlałem - opowiadał R. Grzela. - Zapytałem przytomnie, czy te teatry o tym wiedzą. "Nie, ale się dowiedzą" - usłyszałem.
Spotkanie gęste było od podobnych anegdot. Duża część poświęcona była... uzależnieniu pani Barbary od "Hejnału Mariackiego". - To nasze dobro narodowe, to nasz drugi hymn - tłumaczyła B. Krafftówna. I opowiadała, jak szturmowała ministerstwo, gdy w radiowej "Jedynce" postanowiono skrócić hejnał "z czterech stron świata do jednej". - I tak było przez dwa lata! - oburzała się. A ona tego hejnału słucha codziennie i... robi notatki! Liczy kroki hejnalistów, słyszy gruchające na wieży gołębie, otwieranie okienka i oddech trębacza! No i gdy po dwóch latach skróconej wersji powróciła wreszcie wydłużona, od razu wyłapała "nowości". - To jakaś draka. Dawniej między każdym z okienek hejnalista robił dokładnie 8 kroków. A teraz raz 10, raz 9, zdarza się i 7, a nawet 4. Co? Okienka dobudowali? - dziwiła się. No i zadzwoniła do strażaków, bo pojawiły się jakieś niepokojąco długie chwile ciszy na antenie po każdym sygnale. - I co się okazało? Że oni teraz z każdego okienka machają turystom! - ogłosiła triumfalnie, ku uciesze słuchaczy.
Remigiusz Grzela napisał dla Barbary Krafftówny monodram "Błękitny diabeł" , komedię "Oczy Brigitte Bardot" i przeprowadził z nią wywiad rzekę
Agnieszka Napiórkowska / Foto Gość
Ale było też wiele anegdot i opowieści zawodowych. Na przykład o pobycie z Kaliną Jędrusik w Berlinie, o doskonałej szkole aktorstwa w Studiu Iwo Galla w Gdyni, o adoratorach z młodości, których pani Barbara nazywa cudnie "wzdychulcami", o piosence "Sztuczny miód", której cenzura nie pozwoliła jej zaśpiewać w Opolu... Ciekawostką było to, że walc "Embarras", który w zasadzie wszyscy znają z wykonania Ireny Santor, tak naprawdę został napisany specjalnie dla niej w Kabarecie Starszych Panów. Wykonała go tylko dwa razy w życiu.
Pani Barbara opowiadała też o pracy dla telewizji. - Kamery przykrywano kołdrami, bo warczały. Nie było "setek", nagrywało się tygodniami podsynchrony w studiu, a na rozgrzanych kamerach podgrzewaliśmy sobie kawę - wspominała aktorka. - Pracowaliśmy całymi dniami, a także nocą, zwłaszcza w kabaretach. W zasadzie wszystko, co na "P", oprócz picia, robiłam. Pracowałam, prałam, pieliłam... - puściła oko.
W starej szkole aktorskiej uczono ją nawet tego, jak radzić sobie ze wpadkami, awariami i nieoczekiwanymi "katastrofami" w czasie spektaklu. - Iwo Gall zawsze nam powtarzał, że na scenie nic nas nie może zaskoczyć. Mawiał: "Nawet jak krowa nagle wejdzie na scenę, to co? Krowy nie widziałeś?" - opowiadała. Aktorzy mieli bardzo ciężkie ćwiczenia z... pokonywania śmiechu, gdy byli specjalnie rozśmieszani. Ale Wiesławowi Michnikowskiemu kilka razy udała się sztuka rozśmieszenia Barbary Krafftówny. I vice versa.
Na koniec aktorka podziękowała autorowi książki za to, że "zarejestrował, jak by nie było, ciężki materiał". A potem jeszcze długo oboje podpisywali swoją książkę uczestniczącym w spotkaniu w skierniewickiej bibliotece słuchaczom.