- Na ten moment możemy powiedzieć, że 99 proc. prac, które mieliśmy zrobić, wykonaliśmy. Jeden procent pozostaje na zagotowanie wody w dniu przyjazdu naszej młodzieży - mówi z uśmiechem Marek Sajak, dyrektor techniczny Miasteczka Łowickiego.
Łowickie Miasteczko niczym nie przypomina terenu, po którym kilka tygodni temu spacerowały sarny. Dzięki pracy wolontariuszy pole uprawne zostało zamienione na pole namiotowe i to o podwyższonym standardzie. Podczas kolejnych dni teren został uzbrojony, ogrodzony, oświetlony, nagłośniony i podzielony na sektory. Firma ToiToi Polska dostarczyła część pryszniców, umywalni i toalet. Ostatni transport ma dotrzeć jeszcze dziś. Na miejscu jest kontener na śmieci.
Wolontariusze zadbali o najmniejsze szczegóły. O fuszerce nie ma tu mowy. Na taką nie zgodziłby się Marek Sajak, dyrektor techniczny miasteczka, który nie kryje zadowolenia z postępu prac. – Ogarnęliśmy robotę w czwartek wieczorem. Zostały nam jednie prace wykończeniowe. Śmiało możemy powiedzieć, że na 4 dni przed końcem wykonaliśmy 99 proc. planu. Chłopaki szybko się uwinęli. Nikomu nie trzeba było pokazywać palcem, co ma robić. Teraz mamy czas na odpoczynek i formację. Tę zapewnia nam ks. Jacek Zieliński. Każdego dnia wszyscy uczestniczymy w Eucharystii. Razem z nami modlą się także gospodarze i sąsiedzi – mówi M. Sajak.
Mimo że nie ma jeszcze młodzieży ani papieża Franciszka, pracujący w miasteczku zaświadczają, że w Śledziejowicach jest jak w duchowym spa. Duch Boży buduje wspólnotę, pomaga pokonywać zmęczenie i czyni czas służby radosnym i twórczym. – Dla mnie jest to przygoda życia – mówi Dorota Jarczyk. – Ostatni raz pod namiotem spałam ponad 20 lat temu. Teraz odżywają wspomnienia. Cieszę się, że mogę innym dać coś z siebie, że mogę swoją pracą włączyć się w ŚDM. Tu każdy ma swoje zadania. Mężczyźni ciężko pracują, a my gotujemy i sprzątamy. Na szczęście ostatnia ekipa przywiozła pogodę. Teraz słońce „wygania” nas z namiotów. Wszyscy trzymamy się razem. Jesteśmy jak rodzina, wspólnota. Budowaniu jedności służą rozmowy przy kawie i wspólne Eucharystie – wyznaje Dorota.
Grzegorz Rakowski