Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Odważna syrenka

Artur Dworniak, tworząc swoje prace, walczy z czasem, temperaturą, pogodą, a materiał… spada mu z nieba.

Nie w galeriach ani też nie w muzeum, ale przy szpitalu od kilku lat tylko zimą jego rzeźby wywołują uśmiech na twarzach pacjentów, lekarzy i przechodniów. Wielu artystów potrzebuje wyszukanych materiałów, miesięcy na wykończenie swoich rzeźb, a prace Artura Dworniaka zmieniają się z porami roku. Zimą powstają śniegowe postacie, latem grafiki, komiksy, a czasem wiersze.

Od blisko 25 lat pan Artur związany jest z Centrum Zdrowia Mazowsza Zachodniego w Żyrardowie. Wcześniej pracował w izbie przyjęć, a od 3 lat pełni funkcję portiera. Choć w ciągu dnia nie może narzekać na brak pracy, nocami też nie odpoczywa. To właśnie w trakcie nocnych dyżurów powstają śniegowe rzeźby. W tym miesiącu miejsce na ławce przy budynku portierni zajmują chłopiec i dziewczynka z pieskiem, a pełnowymiarowa syrenka zdobi skwer tuż przy wjeździe do szpitala. – Pracownicy szpitala z uśmiechem patrzą na moje rzeźby. Na ławce nikomu nie przeszkadzają, ale z syrenką trochę ryzykowałem, rzuca się w oczy. Pierwsze rzeźby (3 bałwanki) zdobiły… maskę samochodu jednej z lekarek, która z radością oddała mi powierzchnię swojego auta, jednak z czasem ta okazała się za mała, a poza tym przed jazdą rzeźba musiała zniknąć – opowiada artysta. Można powiedzieć, że Artur Dworniak to współczesny, żyrardowski Leonardo da Vinci. Nie tylko tworzy lodowe rzeźby, ale także rysuje różnymi technikami i materiałami, tworzy komiksy, pisze wiersze, a jego pasją jest astronomia i fizyka kwantowa. Jednym z jego największych marzeń jest stworzenie stałej bazy orbitalnej ze sztuczną grawitacją. Z wykształcenia jest elektromechanikiem, a sztuk plastycznych uczył się sam. Pierwszym i najbardziej zachęcającym do pracy źródłem wiedzy o rysunku był program „Piórkiem i węglem” prowadzony przez prof. Wiktora Zina. To właśnie telewizyjny kurs rysunku był inspiracją do tworzenia wielkich dzieł. Na swoim koncie ma mnóstwo różnych prac. W grafice królują kobiety, istnieje też kilka projektów tatuaży, komiksów. Jedynym rodzajem arcydzieł, których nie można ciągle podziwiać, są lodowe rzeźby. – Właśnie to lubię w moich pracach, że same po sobie sprzątają. Poza tym zawsze wiem, że jak coś mi nie wyjdzie, wystarczy trochę mocniej je potraktować i znikają. Oczywiście dopóki się da, to je ratuję. Nieraz już przeprowadzałem operację skomplikowanego złamania ręki, zmniejszenia biustu czy wzmocnienia głowy – żartuje pan Artur, który sypie dowcipami jak z rękawa. Przy szpitalu w ubiegłych latach siedziała kobieta z książką, na ławce spała śniegowa księżniczka, która nie doczekała się pocałunku księcia z powodu ocieplenia klimatu, jednak ci, którzy przystają na pogawędkę z artystą, chętnie uwieczniają dzieła na fotografiach. Niejednokrotnie przechodząc koło bramy szpitala można usłyszeć wyrazy podziwu dla rzeźbiarza i jego prac. – Jeśli pogoda dopisze i przybędzie materiału, powstanie więcej figur – obiecuje artysta.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy