Nasz organizm posiada układ odpornościowy broniący nas przed wrogimi bakteriami, zarazkami i wirusami zagrażającymi naszemu zdrowiu i życiu. Niestety zdarza się, że wskutek błędnie odczytanych sygnałów układ odpornościowy atakuje sam organizm, wywołując groźne i trudne do wyleczenia choroby autoimmunologiczne.
Ewangelia wg św. Mateusza (Mt 21,28-32)
Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: «Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: „Dziecko, idź i pracuj dzisiaj w winnicy”. Ten odpowiedział: „Idę, panie!”, lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: „Nie chcę”. Później jednak opamiętał się i poszedł. Który z tych dwóch spełnił wolę ojca?» Mówią Mu: «Ten drugi».
Wtedy Jezus rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wy mu nie uwierzyliście. Uwierzyli mu zaś celnicy i nierządnice. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć».
Nasz organizm posiada układ odpornościowy broniący nas przed wrogimi bakteriami, zarazkami i wirusami zagrażającymi naszemu zdrowiu i życiu. Niestety zdarza się, że wskutek błędnie odczytanych sygnałów układ odpornościowy atakuje sam organizm wywołując groźne i trudne do wyleczenia choroby autoimmunologiczne.
Można porównać tę sytuację z armią, która zamiast bronić swojego państwa przed zagrożeniami i atakami zewnętrznymi, zwraca się przeciwko swojemu krajowi, dokonuje puczu i przejmuje władzę na zasadzie dyktatury. Wszystko to oczywiście w imię wolności i bezpieczeństwa.
Podobnie dzieje się w naszym życiu duchowym. Zostaliśmy obdarowani wewnętrzną siłą duchową - sumieniem - do obrony przed złem. Jeśli jednak sumienie wskutek podstępu ulegnie zakłamaniu, zwraca się przeciwko nam i wprowadza ukrytą dyktaturę złego ducha. Wszystko to oczywiście w subiektywnym poczuciu własnej wolności i bezpieczeństwa.
Taki stan ducha możemy rozpoznać w decyzjach dotyczących Bożych przykazań, Ewangelii i nauki Kościoła, w których biorą górę sugestie typu: „a ja myślę, że”, „a według mnie”, „a moim zdaniem”, „a ja uważam” itp.. Jeśli decyzje dotyczące życia duchowego lub moralnego są podporządkowane naszemu „ja”, a nie woli Bożej, to znak, że nasze sumienie jest uzależnione od tego, który od początku był zbuntowany przeciw Bogu.
Oto dwaj synowie z dzisiejszej przypowieści ewangelijnej choć mieszkają w domu ojca i zaznają jego ojcowskiej miłości, jednak mają problem z posłuszeństwem wobec jego woli. Posłani do pracy w winnicy obaj buntują się, choć każdy na swój sposób. Pierwszy odpowiada ochotną, lecz tylko pozorną zgodą. Zewnętrznie czci ojca, lecz w sercu go lekceważy. W zachowaniu drugiego od razu widać, że jest zbuntowany, zastanawia się jednak i walczy ze sobą, by w końcu okazać swemu ojcu cześć i posłuszeństwo.
To oczywiście obraz relacji ludu Bożego wobec Pana Boga. Po grzechu pierworodnym nasze sumienia są zakłamane, wskutek czego wolę Ojca wzywającą nas do pracy w Jego winnicy odbieramy jako ograniczenie naszej wolności i zagrożenie dla naszego szczęścia.
Winnica jest tu obrazem wspólnoty, nad którą trzeba nieustannie pracować, aby wydała owoce Bożej miłości. Czy to w małżeństwie i rodzinie, czy wobec przyjaciół i znajomych, czy też wobec ludzi raczej nam obojętnych, a nawet obcych i wrogich – wobec wszystkich mamy wypracować i ofiarować Bogu owoc miłości. Jest to zadanie trudne, często niewdzięczne, a czasem nawet niebezpieczne.
Nic dziwnego zatem, że na takie wezwanie odpowiadamy raczej pozorną zgodą, a wtedy potrafimy tylko pobożnie wyglądać i dużo o miłości mówić. Rzeczywista praca nad miłością w każdej wspólnocie wymaga osobistego poświęcenia i ofiary. Czy jednak jesteśmy do tego zdolni?
Niestety nie, jeśli wpierw nie przyjmiemy Bożego przebaczenia i uzdrowienia. Dzisiejsze pierwsze czytanie ukazuje miłosierdzie Ojca, który oczekuje znaku pokuty i nawrócenia, aby mógł uzdrowić zbuntowane dzieci swego ludu. Gotów jest wszystko zapomnieć i darować nowe życie. Potrzebuje tylko znaku!
Często jednak bywa z nami tak jak z arcykapłanami i starszymi ludu z dzisiejszej Ewangelii. Czujemy się sprawiedliwi. Nie potrafimy się uniżyć, uznając swój grzech i potrzebę Bożego miłosierdzia nad nami. Nasze chore sumienia zaciekle bronią swego „status quo”.
Jakże przejmujące jest wołanie świętego Pawła z dzisiejszego fragmentu Listu do Filipian: Jeśli jest jakieś napomnienie w Chrystusie (...) jakieś serdeczne współczucie (Flp 2,1). Tak, jakby chciał powiedzieć: Jeśli cokolwiek może poruszyć wasze sumienia, spójrzcie na Chrystusa, który ze względu na was uniżył samego siebie, stając się posłusznym, aż do śmierci (Flp 2,8).
Jeśli zatem naszych chorych i zbuntowanych sumień nie poruszy pokora Jedynego Sprawiedliwego i nie nakłoni do pokuty i nawrócenia, czy możliwe będzie nasze zbawienie?
Panie, zbaw nas od nas samych!