Opowiadano mi kiedyś o pewnym przyjęciu weselnym. Uczta okazała się ogromna, na ponad czterysta osób. Wśród gości można było dostrzec wielu ludzi znaczących w mieście i okolicy, właścicieli przedsiębiorstw, dyrektorów, wysokich urzędników. Niektórzy podejrzewali, że muszą to być krewni lub przyjaciele nowożeńców. Bardzo szybko jednak okazało się, że jedyne, co ich łączy, to interesy ojca weselnego. Jedynym kryterium zaproszenia na to przyjęcie były pieniądze i wpływy. Nowożeńcy wielu z nich widzieli po raz pierwszy.
Ewangelia wg św. Mateusza (Mt 22,1-14)
Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę! Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy [ich], pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka, nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego? Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych.
Wiele osób marzy, by obracać się na salonach, w kręgach ludzi znaczących, bogatych, wysoko postawionych. Pragną oni choć raz być zaproszonymi do tego „wspaniałego” grona. Niestety kiedy sami zapraszają, często muszą strawić gorycz odrzuconego zaproszenia. Wielcy tego świata nie przychodzą do nich, bo niewiele mogą zyskać. Trudno się przebić do „elity”.
Dzisiejsza Ewangelia porównuje królestwo niebieskie do uczty, jaką urządza dla zaproszonych Bóg. Ale przede wszystkim ukazuje ona dramat nieprzyjętego zaproszenia. Warto przemyśleć sytuację, kiedy ktoś nie przyjmuje naszego zaproszenia. Ewangelia o takich ludziach mówi, że „nie byli uczty godni”.
Brak odpowiedzi na zaproszenie w pierwszej kolejności odsłania brak miłości. Nie chcę z drugim się spotykać, nie traktuję go poważnie, nie mam potrzeby budowania z nim relacji. Po drugie, ukazuje interesowność człowieka – idzie tylko tam, gdzie coś może zyskać. Wreszcie po trzecie, w głębi tkwi brak wiary, gdyż odrzucając szczere zaproszenie człowieka odrzucam zaproszenie Boga, który pragnie, by ludzie żyli w miłości. Odrzucone zaproszenie to brak miłości, interesowność i brak wiary.
Od sytuacji odrzucenia szczerego zaproszenia należy odróżnić realne przeszkody na drodze do jego przyjęcia. Wśród tych ostatnich najczęściej występują niezałatwione wcześniej sprawy. Jeśli ktoś przykładowo stosuje krzywdzącą obmowę lub inną niesprawiedliwość, a później krótkim esemesem zaprasza na przyjęcie, trudno to potraktować poważnie i z zaproszenia skorzystać.
Kiedy mamy do czynienia ze szczerym zaproszeniem, należy je przyjąć, gdyż jest to forma miłości braterskiej. Samemu zaś zapraszając, należy liczyć się z tym, że nasze zaproszenie może nie być przyjęte. Wszystko zależy od tego, do kogo jest ono skierowane. Mogę trafić na człowieka, który na miłość nie odpowie miłością. Na pewno nie warto zapraszać ludzi wpływowych i bogatych, z którymi nic mnie nie łączy.
Przeżywamy aktualnie Rok Brata Alberta. Był to człowiek, który towarzyszy stołu szukał wśród najbiedniejszych i opuszczonych. To ich zapraszał na ucztę. Współbiesiadników szukał wśród przyjaciół Boga, a nie wśród wielkich tego świata. Trudno, by ze strony takich ludzi spotykał się z odrzuceniem zaproszenia. Dzięki temu mimo trudnych warunków stale żył w miłości. Wierzył w miłość, dawał ją i jej doświadczał.
Inny przykład. W marcu 1912 roku do Krakowa przybywa nowo mianowany arcybiskup, książę Adam Stefan Sapieha. Po uroczystym ingresie do katedry wawelskiej udał się na obiad. Do pałacu biskupiego, gdzie czekało wielu dostojników? Nie. Do biedoty Krakowa na ulicę Warszawską. Spotkał się jeszcze z kapłanami w kościele Księży Misjonarzy i dopiero pod wieczór dotarł do pałacu, by podjąć wielkich dostojników kościelnych i państwowych. W ten sposób wytyczył swoją hierarchię wartości. Na pierwszym miejscu Chrystus w ubogich. Ci nigdy nie odrzucą zaproszenia i zapłacą wdzięczną miłością.