– Dzieci fatimskie same proszą się o tę wędrówkę. Patrzą z góry i widzą, gdzie są potrzebne, by kogoś przytulić, pocieszyć. Przychodzą do zwykłych ludzi, do ich grzechów, problemów, utrapień, ale i radości – mówi ks. Konrad Świstak.
Od maja nieustannie po parafiach i domach diecezji łowickiej wędrują relikwie świętych dzieci fatimskich. Bez wielkich uroczystości, w ciszy, skromności i prostocie – jak to dzieci – relikwie nawiedzają kolejne rodziny. Wiele osób swoje świadectwa spisało w kronice, która, przechodząc z rąk do rąk, przyjmowała coraz więcej dziękczynnych i błagalnych wpisów.
Nie mogą trafić do domu
Od kiedy relikwie przyznano parafii Chrystusa Króla Wszechświata w Rawie Mazowieckiej, dzieci fatimskie nie mogą się tam zadomowić. – Przyleciały do nas pocztą. Zamiast do kościoła, trafiły do szkoły. Wtedy nie wiedziałem, że będą takie niesforne. Właściwie od tamtej pory, gdy wychodzą już z domu – kościoła, jakoś ciężko im wrócić – żartuje ks. Świstak, proboszcz najmłodszej rawskiej parafii.
27 maja relikwie obecne były podczas IV Diecezjalnej Pielgrzymki Kobiet, organizowanej przez redakcję „Gościa Łowickiego”. Po zakończeniu uroczystości okazało się, że – w wyniku nieporozumienia – nikt nie odebrał relikwiarza. Za zgodą księdza proboszcza przez kilka dni peregrynowały po skierniewickich rodzinach. Jednak potrzeba ich obecności okazała się silniejsza. Rodziny wręcz zapisywały się na listy, kiedy mogłyby przyjąć dzieci do domu. Wieści o wędrówce pastuszków roznosiły się w błyskawicznym tempie. Do rodzin, w których gościły, przyjeżdżali znajomi, sąsiedzi, by choć przez chwilę pobyć w obecności świętych. Świadkowie objawień chcieli dotrzeć do wszystkich, którzy ich potrzebowali. Jak dzieci – raz przychodziły do babć, matek, innym razem do dzieci, chociażby poprzez wizyty w szkołach i przedszkolach, a także w domu dziecka. Wyruszyły także do Częstochowy wraz z pątnikami XXII Łowickiej Pieszej Pielgrzymki Młodzieżowej. Odwiedziły parafie w Skierniewicach, Międzyborowie, Jaktorowie, a także w Mąkolicach, gdzie znajduje się sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej, w którym 13 września sprawowana była uroczysta Msza św. pod przewodnictwem bp. Andrzeja F. Dziuby. Choć relikwiarz wciąż wędruje, ks. Konrad nie ma nic przeciwko, a wręcz cieszy się, że ta peregrynacja trwa. – Czuję ogromny spokój. Nie mam lęku, że coś im się stanie. One wiedzą, gdzie iść. Wszystkie dzieci lubią się przytulać. Te święte także. Tak samo matki przytulają dzieci, gdy chcą poczuć się lepiej, bezpieczniej, spokojniej. Tak właśnie się dzieje i to jest fenomenalne. Cieszę się, że ten relikwiarz stracił swój kolor, bo to pokazuje, jak ogromna jest potrzeba ich wizyty, obecności Boga, pomocy Matki Bożej – mówi ks. Świstak.
O (wieczne) życie
Razem z relikwiarzem wędrowała kronika, w której wszyscy, którzy przyjęli relikwie, zapisywali swoje prośby, podziękowania, a także świadectwa. Każdy prosił o to, czego najbardziej mu potrzeba. „Jestem bardzo szczęśliwa, że zupełnie niespodziewanie odwiedzili mnie święci Franciszek i Hiacynta. Dziękuję Bogu za uratowanie z obozu koncentracyjnego i proszę o dobrą śmierć” – w jednym ze świadectw prosiła 92-letnia pani Halina. Inni modlili się o nowe życie. Jedna z kobiet zawierzyła Matce Bożej przez wstawiennictwo dzieci fatimskich pragnienie bycia matką. „W dniu, kiedy przybyły do nas relikwie, dowiedziałam się, że moja siostra może stracić dziecko. Rok wcześniej już poroniła. Następnego dnia po modlitwie przy relikwiach pojechała do szpitala, gdzie okazało się, że nie była w ciąży, a źle ulokowany pęcherzyk przesunął się i nie musiała przechodzić ryzykownego zabiegu, który skomplikowałby jej przyszłość jako matki. Dziękuję, św. Franciszku i św. Hiacynto!” – pisze Jola. Wśród kart kronik można znaleźć także prośby o potomstwo, scalenie rodzin, nawrócenie dzieci, pomyślność w ich życiu, a także nieustanną opiekę. 13 października relikwie wróciły do parafii na ostatnie w tym roku nabożeństwo fatimskie. Wydawało się, że to koniec ich wędrówki. Jednak tuż po uroczystości... znów wyruszyły w drogę nieść ludziom nadzieję i pomoc.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się