Jan Chrzciciel głosiciel nie jest żadnym krzykaczem, ale prorokiem, który wie, że, skoro jego misją jest głoszenie, przepowiadanie i proklamacja, nie może milczeć.
Ewangelia wg św. Mateusza (Mk 1,1-8).
Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Jak jest napisane u proroka Izajasza: „Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego”. Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swe grzechy. Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym”.
Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym (Mk 1,1) związany jest z pojawieniem się Jana Chrzciciela i jego prorocką aktywnością. Ciekawe, że dzięki głębokiemu przekonaniu Jana odnośnie do słuszności powierzonej mu misji i jego osobistemu zaangażowaniu w sprawę „przygotowania drogi Pana” (Mk 1,3) pustynia dość szybko przestała być miejscem bezludnym, bo „ciągnęła do niego cała judzka kraina i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy” (Mk 1,4). Co powodowało tymi wszystkimi osobami, że decydowały się wybrać w drogę, aby spotkać Jana? Czy była to tylko zwykła ciekawość, jaka często budzi się w nas, ludziach, ilekroć słyszymy o istnieniu kogoś nietuzinkowego i oryginalnego? Czy była to – podobnie jak w przypadku Heroda, który „chciał zobaczyć Jezusa” (por. Łk 9,9) – chęć odpowiedzi na nurtujące i niedające im spokoju pytanie: „Kim jest ten, o którym słyszymy takie rzeczy” (por. Łk 9,9)? A może była to ich reakcja na docierające do nich wieści, że w stylu życia Jana jest coś dziwnego: nie dosyć, że ubierał się inaczej niż oni, nosząc „odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder” (Mk 1,6), to jeszcze „żywił się szarańczą i miodem leśnym” (Mk 1,6)?
Niewykluczone, że wymienione wyżej pobudki i inne, niewymienione, mogły wpłynąć na decyzję poszczególnych osób, które przyszły do Jana. Nie wydaje się jednak, by pobudki te – nawet wszystkie razem wzięte – skłaniały przybyłych do „przyjmowania od niego chrztu w rzece Jordan” (por. Mk 1,5) i „wyznawania swoich grzechów” (por Mk 1,5). Nie wydaje się, by o początku procesu nawrócenia przybyłych ludzi decydowały kwestie estetyczne czy też żywieniowe. To prawda, że mogły one być pewnego rodzaju potwierdzeniem na zgodność postaw Jana z jego słowami, ale decydujący był chyba jednak jego głos. Głos mocny. Głos donośny. Głos odważny. Głos prorocki. Głos, który niósł się po pustyni, docierając do głębi ludzkich serc i sumień. Jan Chrzciciel „głoszący” (Mk 1,4) nie mówi szeptem, po cichu, nieśmiało, „pod nosem”, sam do siebie. Jan Chrzciciel jest uosobieniem człowieka „wołającego” (Mk 1,3) u końca Starego, a zarazem u początków Nowego Przymierza. Wypełnia więc swoją misję z jednej strony zgodnie ze starotestamentalnym: „Krzycz na całe gardło, nie przestawaj! Podnoś głos twój jak trąba!” (Iz 58,1), a jednocześnie w duchu sformułowanego w późniejszym czasie nowotestamentalnego: „Głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, [w razie potrzeby] wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz” (2 Tm 4,2). Głos Jana to głos stanowczy. Głos potrzebny. Głos przekonujący.
Jan Chrzciciel to głosiciel, który silnym głosem proroka głosi przyjście Słowa wcielonego, które jest od jego głosu o wiele silniejsze. Jan Chrzciciel to głosiciel, który mocnym głosem herolda głosi nadejście „Baranka Bożego” (J 1,36), który – jak prawdziwie i pokornie stwierdza sam Jan – „mocniejszy jest ode mnie” (por. Mk 1,7). Jan Chrzciciel głosiciel nie jest żadnym krzykaczem, ale prorokiem, który wie, że skoro jego misją jest głoszenie, przepowiadanie i proklamacja, nie może milczeć. Nie umilknie więc ani na pustyni przed tymi, którzy do niego przyjdą, ani wobec Heroda, w kontekście zabronionego przez żydowskie prawo jego związku z żoną jego brata (por. Mk 6,18). Głosiciel nie boi się bowiem głosić, o ile wie, że nie głosi własnej doktryny, ale przesłanie Tego, który go posłał. I chyba takich właśnie: pokornych, odważnych, ale przy tym i bezkompromisowych głosicieli całej i integralnej Dobrej Nowiny Jezusa Chrystusa (a nie czytanej jedynie wybiórczo i interpretowanej opacznie) jako „czystej Ewangelii, wymagającej, ale zawsze pięknej jak wiosna” (por. abp Konrad Krajewski) potrzebujemy dzisiaj najbardziej.
Niech słyszany dzisiaj w naszych kościołach fragment Ewangelii będzie dla nas zachętą do wdzięczności za wszystkich proroków, którzy głosili nam słowo Boże i wzywali nas do nawrócenia. Bogu niech będą dzięki za każdego głosiciela „Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym” (Mk 1,1), który głosił (i głosi) ją z mocą, daleki od pokus przypodobania się słuchającym, wolny od wszelkiego rodzaju niewłaściwej poprawności, nie mając przy tym względu na osoby (por. Syr 35,12; Jk 2,1), ale prawdziwie zatroskany o przekazywanie prawd Bożych z myślą i troską zarówno o własne, jak i o nasze zbawienie.
Panie Jezu Chryste! Synu Boży i Boży Baranku! Adwent, który właśnie trwa, jest Adwentem także dla mnie. Daj mi zatem łaskę usłyszenia na nowo głosu Twoich współczesnych proroków i przyjęcia Cię – jako Słowo wcielone – do całego mojego życia. Niech serce moje już nigdy więcej nie będzie pustynią...