– Wszystko chcemy mieć szybko i szybkie: internet, pendolino, samochód i sukces. A po co nam to wszystko, jeśli nie mamy się z kim tym dzielić? – mówiła s. Teresa Pawlak. – Do szczęścia potrzebujemy człowieka.
Takich tłumów na Diecezjalnym Dniu Kobiet jeszcze nie było. O 9.00 w sobotę wszystkie miejsca w kilkusetosobowej sali Centrum Rozrywkowo-Konferencyjnego „Maraton” w Skierniewicach były zajęte. Ale drzwi się nie zamykały... – W wielkiej historii 5 lat to niewiele, ale gdy się zaczyna coś od początku, taki pierwszy mały jubileusz pozwala już cieszyć się, że coś się udało zrobić i to trwa. Serdecznie witam wszystkie panie, a szczególnie te najmłodsze. Ich obecność świadczy, że jest nadzieja na przyszłość – mówiła Agnieszka Napiórkowska, kierownik „Gościa Łowickiego”, głównego organizatora DDK. W przygotowanie wydarzenia od początku włączają się zaprzyjaźnione samorządy z diecezji. Dariusz Misztal, burmistrz Rawy Mazowieckiej, mówił: – Ja jestem tu po raz pierwszy, ale nasze miasto jest z wami od początku. 5 lat to już duże dziecko, przedszkolak. Życzę, żeby poszedł do szkoły i osiągnął pełnoletniość. Odbywający się 3 marca V Diecezjalny Dzień Kobiet przebiegał pod hasłem: „Jestem kobietą – Lubię to – Mistrzynie życia”.
Sens życia w relacji
Pierwszym prelegentem V DDK był ks. Paweł Śmigiel z Konina, terapeuta uzależnień. Przywiózł z sobą figurę Chrystusa Frasobliwego. – Wiecie, co jest główną przyczyną depresji w Polsce? Brak refleksji. Brak refleksji nad swoim życiem – uściślił. – W dzisiejszych czasach bardzo niebezpieczna stała się prymitywna kultura opierania wszystkiego na popędach, hormonach, która zrównuje nas ze zwierzętami. Przed nami wielka praca. Wiemy, że mężczyzna jest zadaniowcem. Ma lepiej rozwinięty wzrok, bo… poluje. Jest sprawniejszy, jest wojownikiem. Ma upolować mamuta i przyciągnąć go do jaskini. A wtedy rolą kobiety jest pogłaskać go i pochwalić, że jest dzielny i dobry – tłumaczył. – Kobieta z kolei ma dobry słuch i dotyk. Przychodzi do Mariana, żeby usłyszeć, że ją kocha. „Czy ty mnie kochasz?”. „Przecież przyniosłem ci pieniądze”. „Ale czy ty mnie kochasz?”. „Przecież byliśmy u teściowej”. I tak w nieskończoność. My z Marsa, a one z Wenus. Kobieta buduje relacje, a mężczyzna potrafi traktować innych przedmiotowo. To kobieta uczy mężczyznę człowieczeństwa. I to kobieta uczy dziecko ojca: „Zobacz, to twój tata”. Ksiądz Śmigiel tłumaczył, że diabeł nie walczy z Bogiem, bo jest za słaby. – On walczy z człowiekiem. Chce go zniszczyć, bo jest o niego zazdrosny. Kiedy widzicie kobietę zniszczoną moralnie, mężczyznę pijanego, zaćpanego, to wiecie, że diabeł ma się dobrze. Diabeł nienawidzi kobiety, bo ona współdziała z Bogiem w tworzeniu człowieka – tłumaczył. Na zakończenie ks. Paweł podał... definicję nieszczęścia. – Brzmi ona: „Skup się na sobie” – przestrzegł. – Tymczasem w życiu chodzi o to, by tworzyć jak najlepsze więzi z Bogiem i człowiekiem.
Niedoceniony dar słowa
O sile języka opowiadała kobietom Małgorzata Nawrocka, pisarka. – Nie musimy się bać powszechnej „jełopizacji” obrazkowej. Pamiętajcie, że na początku było słowo. I ono zostanie, dopóki człowiek będzie trwał – mówiła. – Dziedziczymy wszystko – od plemiennych opowieści, po współczesne kody. Supermarket. Wielka biblioteka, tysiące regałów. Bardzo ważne jest, kto opowiada naszą indywidualną opowieść. I bardzo ważny jest własny „dekoder”. Ten bałagan, ten zbiór dziki i nieskończony, który odziedziczyliśmy, może być niezwykłym bogactwem – tłumaczyła. – Jeśli uda się nam wychować pokolenie wyrobione intelektualnie, wygramy. Prelegentka skupiła się na darze słowa, możliwości porozumiewania się z innymi. – Dostaliśmy język i słowo po to, żeby w inny sposób niż pozostałe stworzenia wyrazić chwałę Bożą, żeby Go uwielbić – mówiła. – A także po to, żebyśmy mogli wejść w relację miłości. Do genialnych rzeczy język został człowiekowi dany! Prelegentka mówiła też o swojej osobistej obsesji „antywulgarystycznej”. Zaproponowała walkę o piękno i kulturę języka ojczystego. – Najprostszy sposób: zacząć od siebie – radziła. – My, kobiety, mamy prawo zwracać życzliwie uwagę. Wykorzystajmy szacunek, który mamy (także dzięki kulturze chrześcijańskiej), aby walczyć o kulturę języka w naszej obecności.
Masz Boską moc
Słuchaczki porwała opowieść 38-letniej albertynki z Krakowa. Siostra Teresa Pawlak zajmuje się osobami mocno poranionymi w domu dla samotnych matek. – Czasem muszą doświadczyć dna, żeby zrozumieć, że nigdy nie żyły w relacji – tłumaczyła. – Niektóre dopiero tu znajdują sens życia, Boga. – Nasze życie jest jak ołówek. Nieważne jest, jak on wygląda, czy jest żółty, gruby czy cienki. Ważny jest ten rysik w środku, który… trzeba czasem zatemperować – mówiła. – Ołówkiem można komuś wyłupać oko lub napisać: „Kocham cię”. Trzeba też pamiętać, że żeby ołówek coś napisał, musi znaleźć się w czyjejś ręce. A mając w ręce ołówek, można go złamać. Z drugiej strony – im ołówek krótszy, tym trudniej go złamać. I nawet gdy ma pół centymetra, dalej można nim pisać. Siostra zapewniła, że nikt nie potrafi tak „przenieść wzroku” ze złamanego ołówka, żeby ten dalej mógł służyć tylko do pisania, a nie do wyłupywania oczu, jak kobiety. – Mamy taką trochę Boską moc, żeby ochronić życie – mówiła. – A z Bogiem nawet złamany ołówek staje się berłem.