– Trasy warto wybierać różne, niepowtarzalne, co roku inne. Dzięki temu nie wiemy, co nas czeka. Podobnie jak w życiu – nie wiemy, co się stanie z nami za godzinę – mówi Paweł.
Przez diecezję łowicką przeszły Ekstremalne Drogi Krzyżowe. Pątnicy wyruszyli ze Skierniewic, Żyrardowa, Sochaczewa, Kutna, Lubochni, Międzyborowa, Suserza, Głowna, Puszczy Mariańskiej i Łęczycy. Wielu z uczestników, po całonocnej wędrówce, zmaganiach z pogodą i własnymi słabościami, potwierdza, że ten trud wiele zmienia w życiu. Jednym z pątników jest Paweł, który w tym roku kolejny raz podjął wyzwanie.
– Kilka lat temu w „Gościu Niedzielnym” przeczytałem mały artykuł o EDK, ale było za późno na zapisanie się. Niemniej wiedziałem już, że muszę pójść. Czekałem rok, a jeżeli przez rok się na coś, czeka i człowiek się nie zniechęca, to znaczy, że jest to coś na co czekać warto – mówi Paweł. Swoją pierwszą trasę pokonał z Warszawy-Ursusa do Niepokalanowa (ok. 42 km). Jak sam przyznaje, pierwsze kilkanaście kilometrów było dla niego zwykłym spacerem. Pomimo zakazu zdarzały się rozmowy z kolegami. Początkowo o rzeczach drobnych, mało ważnych, przez coraz poważniejsze, aż po tematy życia i problemów. – Potem zamilkliśmy, bo zaczęła się i dla nas Droga Krzyżowa. Zmaganie się ze zmęczeniem, bolącym ciałem. Nie tylko nogi bolą przy takim marszu, dochodzą wyziębienie, senność. Wtedy poczułem, jak mały i słaby jestem. Ostatnia prosta była drogą przez mękę. Bardzo długi, prosty odcinek, ale co krok bliżej końca, bliżej Jezusa. Było bardzo ciężko, ale dałem radę. I wtedy już wiedziałem, że będę chodził na EDK zawsze, jeśli Bóg pozwoli. Wiem, że będą ból, zmęczenie, ale dodatkowe duchowe przeżycie buduje nie tylko fizycznie, ale rozwija we mnie człowieczeństwo – opowiada Paweł. W kolejnym roku Paweł również wybrał trasę z Warszawy do Niepokalanowa. Z tymi samymi kolegami, jednak podejście było zupełnie inne. Znajomość trasy pozwoliła na głębsze duchowe przeżycia. Jednak za „najlepszą” z przebytych EDK uważa tegoroczną z Żyrardowa do Szymanowa. – Długa (ponad 46 km), ciężka, przez kilka kilometrów błoto po kostki, kałuże, ciemność, las, śliski zmarznięty asfalt, łatwo o kontuzję. Mało ludzi na trasie, nieznany teren, świadomość, że niełatwo będzie dojechać ewentualnej pomocy. To była trasa, która miała moc! Tym razem mój kręgosłup duchowy pękł na pierwszej stacji. W rozważaniach jest fragment Ewangelii św. Marka: Zapytano Jezusa, które jest pierwsze ze wszystkich przykazań. Jezus odpowiedział: „Pierwsze jest: Słuchaj, …”. I wtedy, jak grom z jasnego nieba, spadła na mnie świadomość, że ja nie słucham. Słyszę, ale nie słucham. Mierzę i oceniam ludzi swoją – dość zdyscyplinowaną – miarą, daję dobre, moim zdaniem, rady i koniec. Kolejne rozważania stacji mnie w tym utwierdziły. Uświadomiłem sobie, że ludzie czasem nie chcą rady, chcą po prostu zostać wysłuchani. Piękne przeżycie. Wiem, że muszę nad tym pracować, i że tej pracy będzie sporo. To niesamowite, ale trasę przebyłem w niewiele ponad 10 godzin. Fizycznie czułem się zaskakująco dobrze. Bóg był ze mną. Dzięki głębokiemu rozważaniu siebie nie odczułem trudów fizycznych trasy tak mocno, jak zakładałem. I to właśnie jest chyba clou EDK. Rozważać swoje wnętrze na tyle mocno, żeby nie myśleć o zmęczeniu. To trudne, ale dziś wiem, że możliwe! – podsumowuje Paweł. Jakub Wasilewski, inicjator i twórca sochaczewskiego szlaku EDK, dostrzega zmiany, jakie zaszły u niego po każdej przebytej EDK. – Po pierwszej zacząłem porządkować swoje życie, po drugiej – ożeniłem się, po trzeciej – urodziła mi się córka, po czwartej... jeszcze nie wiem, co się wydarzy – mówi J. Wasilewski. Zachęca do udziału w ekstremalnym przeżyciu nie tylko w Wielkim Poście. Na stronie: edk.org.pl dostępne są trasy ze szczegółowymi opisami.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się