Wielokrotnie w środku nocy przyjeżdżali zdesperowani rodzice z prośbą o pomoc dla chorych dzieci. Doktor nie odmawiał. Zakładał futro na piżamę i śpieszył na ratunek.
Stanisław Rotstad został Honorowym Obywatelem Łowicza. Przyznany pośmiertnie tytuł odebrała jego córka Zofia Abadie, która na uroczystość przyjechała z Francji. O nadanie honorowego obywatelstwa wnioskowały trzy podmioty – Hufiec ZHP Łowicz, Stowarzyszenie Historyczne im. 10 Pułku Piechoty oraz lekarze powiatu łowickiego. W uroczystej sesji Rady Miasta w sali barokowej łowickiego muzeum wzięli udział m.in. ordynariusz łowicki bp Andrzej F. Dziuba i Zbigniew Bródka, złoty medalista olimpijski w łyżwiarstwie szybkim – honorowi obywatele Łowicza. Znamienne, że przyznanie tytułu odbyło się 8 maja – w dniu, w którym S. Rotstad obchodził imieniny.
Uroczystość była okazją do wspomnień o tym zasłużonym dla miasta lekarzu i społeczniku, przez wielu nazywanym łowickim Judymem. Stanisław urodził się w 1895 r. w Warszawie. Uczęszczał tam do gimnazjum i zdał maturę. I wojna światowa pokrzyżowała jego studenckie plany. W wieku 19 lat został zmobilizowany do wojska i wyruszył na front. W 1915 r. podczas walk pod Kownem został ciężko ranny. Gdy wrócił do służby, otrzymał awans na podporucznika sanitarnego. W sierpniu 1918 r. Rotstad powrócił do Warszawy i został przyjęty na Wydział Lekarski Uniwersytetu Warszawskiego. 10 listopada 1918 r. wraz z grupą kolegów rozbroił ponad 30-osobowy posterunek niemiecki w Warszawie.
Po latach Rotstad tak wspominał to wydarzenie: „Mieszkałem niedaleko Politechniki u ciotki, na rogu ul. Koszykowej i Emilii Plater. Akurat uczyłem się anatomii. Była już chyba dziesiąta, gdy przybiegł kolega Tadeusz Vieweger z wiadomością, że rozbrajają Niemców. Kiedy powiedział, abyśmy poszli na Politechnikę, gdzie stacjonowali Niemcy, zapytałem, co mam wziąć ze sobą. Widelec czy nóż? A on wskazał na szpadę fechtunkową, która wisiała nad łóżkiem. To mi się spodobało. Uzbrojeni w tępą szpadę znaleźliśmy się przed gmachem Politechniki, gdzie przechadzał się wartownik z karabinem. Kolega poszedł do przodu, by zwrócić na siebie uwagę Niemca, ja tymczasem miałem go zaskoczyć od tyłu. Kiedy wartownik usłyszał ode mnie po niemiecku »spokój« i poczuł ostrze szpady na karku, próbował zdjąć karabin. Ale karabin mu wyrwałem. Ponieważ nie był nabity, zarepetowałem nabój i rozkazałem: »Prowadź do środka«”. Następnego dnia Rotstad pełnił honory dowódcy pierwszej warty akademickiej przed Pałacem Namiestnikowskim na Krakowskim Przedmieściu, w którym urządzono punkt zborny dla rozbrajanych Niemców. Warta została uwieczniona na słynnej fotografii Wacława Saryusz-Wolskiego opublikowanej w „Tygodniku Ilustrowanym”, która obiegła potem niemal cały świat. Uchwycona w kadrze postać Rotstada w białej studenckiej czapce stała się symbolem – umieszczoną ją na logo miejskich obchodów stulecia odzyskania niepodległości Polski. W 1925 r. Rotstad otrzymał dyplom lekarski. Rok później związał się z Łowiczem, został skierowany do pracy w stacjonującym w mieście 10 pułku piechoty. Z czasem został głównym lekarzem pułkowym. Po przejściu w stan spoczynku prywatną praktykę prowadził nadal w Łowiczu. Leczył osadzonych w areszcie śledczym oraz uczniów miejscowych szkół. Uczył młodzież anatomii oraz zasad higieny i udzielania pierwszej pomocy. Był inicjatorem powstania Łowickiego Towarzystwa Lekarskiego, angażował się w lokalną działalność PCK, a także w wiele przedsięwzięć społecznych, np. na rzecz zaopatrzenia w sprzęt OSP w Łowiczu. Z chwilą wybuchu II wojny światowej Rotstad został ponownie zmobilizowany. Ze swoim oddziałem zawędrował aż do Wilna i Kowna. Udało mu się przetrwać lata wojenne, mimo że zaraził się tyfusem i jego stan zdrowia był niemal krytyczny. Do Łowicza wrócił w sierpniu 1945 roku. W mieście organizował otwarte lecznictwo. Stworzył przychodnię obwodową oraz szereg poradni specjalistycznych. Dzięki jego działaniom udało się wyleczyć całą okolicę z gruźlicy. Doktor Rotstad był niezwykle utalentowany. Posiadał ogromną wiedzę nie tylko z medycyny. Znał 7 języków. Bardzo dobrze grał na pianinie. Poza tym malował, rysował i pisał wiersze. Zmarł w 1994 r., w wieku 99 lat. Spoczął na cmentarzu katedralnym.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się