Błotniste dróżki można porównać z biegnącymi dziś w tym miejscu pięknymi ulicami. Ale przede wszystkim można zobaczyć ludzi. Tych anonimowych, skierniewickich przechodniów, ale również rodzinę i przyjaciół fotografa.
W skierniewickiej Akademii Twórczości otwarto wystawę „Okupacyjne Skierniewice w obiektywie Bogdana Celichowskiego”. Autor zdjęć, gdy wybuchła II wojna światowa, został wraz z rodziną zmuszony do opuszczenia swego mieszkania w Poznaniu. Jego rodzice Jerzy i Stanisława, siostra Maria i on sam znaleźli się w okolicach Skierniewic, gdzie dołączył do nich zbiegły z niemieckiej niewoli brat Stefan. Najpierw zamieszkali w majątku Podębie u krewnego prof. Celichowskiego, wybitnego architekta krajobrazu, wieloletniego dyrektora warszawskiego ogrodu pomologicznego.
Gdy ojciec Bogdana otworzył w Skierniewicach biuro tłumaczeń, Celichowscy przenieśli się do miasta. Mieszkali tam aż do wkroczenia Armii Czerwonej. Cała rodzina działała w konspiracji. Bohater wystawy godził trudy życia w okupacyjnej rzeczywistości i działalność konspiracyjną z pasją fotografowania. Po wojnie studiował, został architektem. Najważniejsze jego projekty to zespół budynków Pomnika Tysiąclecia Państwa Polskiego w Gnieźnie, budynek wydawnictwa Pallotinum w Poznaniu oraz poznańskie kościoły Świętej Rodziny i św. Jerzego. Artysta brał udział także w pracach projektowych przy rewaloryzacji i odbudowie klasztoru benedyktynów w Lubiniu. O jego dorobku z czasów wojny przez lata skierniewiczanie właściwie nie wiedzieli. Losy rzuciły Bogdana Celichowskiego na Węgry. Tam właśnie syn fotografa Jerzy umieścił zdjęcia na portalu: fortepan.hu. Do strony dotarli skierniewiccy miłośnicy historii i zorganizowanie wystawy było już tylko kwestią czasu. Na czarno-białych zdjęciach można zobaczyć budynki wciąż cieszące się świetnością, jak budynek Sejmiku czy kamienica Górskiego, te lekko podupadłe ze słynną Bramą Bombla i te, po których nie ma już śladu. Są też ludzie. Twórcy wystawy wykonali wielką pracę, identyfikując wielu bohaterów fotografii i odnajdując ich potomków. Warto było. Na wernisażu można było spotkać Marię Radwańską z domu Konopacką, jedynego żyjącego świadka sfotografowanych scen, znajomą Bogdana Celichowskiego i jego rodziny. Żona fotografa Krystyna Celichowska znalazła się w otoczeniu nie tylko rodziny, która zjechała się z różnych stron kraju i z zagranicy, ale również potomków tych, którzy przyjaźnili się z jej mężem przed 70 laty, a dziś spoglądają ze szczęśliwie odzyskanych fotografii.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się