W ostatni weekend Ekstremalne Drogi Krzyżowe wyruszyły z Kutna i Międzyborowa. Uczestnicy podzielili się z nami swoim świadectwem z trasy.
Z parafii Jana Chrzciciela w Kutnie prawie 50 pątników miało do wyboru dwie trasy - "Św. Moniki", liczącą
- Niezależnie, ile kilometrów przejdziecie czy pokonacie wszystkie stacje, pamiętajcie, że jest z wami Jezus - powiedział do wyruszających ks. Paweł Górniak. Ksiądz Mirosław Romanowski podczas Mszy św. poprosił wszystkich wyruszających na EDK na środek kościoła przed ołtarz, a zebranych poprosił o modlitwę. - Cieszymy się bardzo, że są tacy odważni ludzie jak wy - powiedział do uczestników EDK ksiądz proboszcz. Uczestnicy drogi byli nie tylko z Kutna, ale także z Żychlina, Sannik czy Łaniąt. W Mnichu, jak co roku, czekał przygotowany przez Domowy Kościół poczęstunek. Kto miał ochotę, mógł skorzystać z kubka gorącej herbaty, by po chwili wyruszyć w dalej.
W Międzyborowie EDK odbyła się po raz drugi. W tym roku na udział zdecydowało się ponad 100 pątników. Po Mszy św. z krzyżami w dłoniach wyruszyli w niemal 30-kilometrową trasę do sanktuarium Pani Jazłowieckiej w Szymanowie. W drogę udały się rodziny, małżeństwa, młodzież, a także siostry zakonne. Pierwsi pątnicy wędrówkę zakończyli po 6 godzinach marszu.
Po wędrówce powiedzieli nam:
Konrad Świeczka: - Idę, bo służę. Na EDK byłem pierwszy raz dwa lata temu, powiedziałem sobie wtedy, że już się nigdy więcej nie wybiorę. Czułem, że to nie mój typ duchowości. Ciężko było mi się odnaleźć, potraktować tę trasę jako drogę krzyżową. Po przejściu miałem wrażenie, że odbyłem tylko zwykły spacer. Co skłoniło mnie, aby wybrać się na EDK w tym roku? Służba. Poprosiła mnie o towarzystwo na trasie osoba dla mnie bardzo ważna. Chciałem, aby wiedziała, że może na mnie liczyć, nawet w zadaniach, które przyjemnie dla mnie nie są. O ile w tym roku EDK nie podbiła mojego serca po raz kolejny, to wiem, że może dlatego, iż zdecydowałem się wybrać, udał się tam ze mną ktoś jeszcze, dla kogo EDK była na pewno modlitwą i pięknym nabożeństwem.
Agnieszka, uczestniczka EDK w Międzyborowie: - Namówiła mnie koleżanka. Nie byłam do końca przekonana, ale głupio było odmówić. Stwierdziłam, że podejdę do tego zadaniowo - sprawdzę swoje siły. Bóg już w kościele zmienił moje nastawienie, gdy kapłan w homilii powiedział, że jeśli podchodzimy do EDK jak do wyzwania fizycznego, to już możemy wrócić do domu. Wciąż głupio było zrezygnować, więc wyruszyłam, prosząc, żeby ta droga była modlitwą. Przy czwartej stacji podejście zupełnie się zmieniło. A "spotkanie z Matką" było przełomowe. W Szymanowie zawierzyłam się Matce Bożej. Niech mnie prowadzi przez życie tak, jak przez tę Ekstremalną Drogę Krzyżową.
Jakub Kotkowski, maturzysta I LO w Kutnie: - Wybrałem się pierwszy raz. Szedłem, by pomodlić się o egzamin maturalny. Największy kryzys miałem przy ostatnich dwóch stacjach. Myślałem, że już nie dojdę, ale jak można było poddać się po 12 stacji, przecież tak mało zostało...
Renata Ubysz: - Po EDK miałam tylko godzinę na sen, bo potem musiałam iść do pracy. Następnego dnia mówiłam, że nigdy więcej nie pójdę, ból nóg i zmęczenie były olbrzymie. Jednak gdy już odpoczęłam, wiem, jak bardzo była mi potrzebna ta droga i z pewnością za rok pójdę znów.
Małgorzata Staszewska: - Niezwykle wzruszająca była ostania stacja. Radość wynikała nie tylko z ukończenia EDK. Na każdego uczestnika, którzy przychodzili przecież o różnych porach nocy czy poranka, czekał ksiądz proboszcz Mirosław Romanowski. Otworzył kościół, a potem nad każdym z nas modlił się indywidualnie.
Barbara Parzędzka: - Szłam już kolejny raz. Gdy już się widzi kościół, to czuje się olbrzymią radość i wzruszenie. Jakaś dziewczyna przed nami szła prawie boso, tylko w jednym bucie, i doszła. Ta droga jest wyjątkowa.