Troska znaczona paciorkami

W parafii św. Wojciecha biskupa i męczennika w Makowie, niczym grzyby po deszczu powstają Róże Różańcowe Rodziców.

Przystępujący do nich rodzice nie tylko troszczą się o jedzenie, ubrania czy dobrą szkołę dla swoich dzieci. Każdego dnia szturmują niebo i za pośrednictwem Maryi proszą o błogosławieństwo dla swoich (i nie tylko swoich) pociech, a przede wszystkim o ochronę przed wszelkim złem, zwłaszcza tym, jakie może wypływać z ich słabości rodzicielskich.

Inicjatywa wspólnej modlitwy rodziców za dzieci zrodziła się w parafii w połowie października 2018 roku. Na zaproszenie proboszcza, ks. Sławomira Wasilewskiego, do parafii przybyli Dorota i Robert Piziorscy z Grodziska Maz.

Małżeństwo na wszystkich Mszach św. opowiadało o tym, na czym polega uczestnictwo w Różańcu Rodziców, a także jak i kiedy się modlić. Makowscy wierni usłyszeli, że jest ono na wzór Kół Żywego Różańca. Rodzice tworzą dwudziestoosobowe „róże", z których każda ma swojego opiekuna, a w niebie świętego patrona. Każdy uczestnik podejmuje modlitwę w intencji swoich dzieci oraz w intencji dzieci pozostałych członków danej róży, a w zamian inni rodzice z tej róży modlą się za jego dzieci. Każdy odmawia codziennie jedną dziesiątkę z przypisaną mu na dany miesiąc tajemnicą. W ten sposób każdego dnia za dzieci odmawiany jest cały różaniec. Co warto podkreślić modlitwą można objąć także dzieci adoptowane, chrześniaków, a nawet zięciów i synowe. Po wizycie Piziorskich na powstanie pierwszych róż nie trzeba było czekać.

– Potrzebę modlitwy za swoje dzieci odczuwałam od dawna – mówi Emilia Smolarek, moderator Różańca Rodziców w Makowie. – Po Mszy św. podeszłam do Doroty i Roberta. Długo rozmawialiśmy. Okazało się, że mamy wiele wspólnego m.in. podobnie jak oni, my też mamy pięcioro dzieci. To był pierwszy znak. Po powrocie do domu dostałam dwa smsy. Oba miały podobną treść: „Jeśli ty się tym zajmiesz to ja w to wchodzę”. Zgodziłam się. Jeszcze tego samego dnia rozesłałam wiadomości do swoich znajomych zapraszające ich do modlitwy. Do wieczora zebrała się pierwsza róża. Na jej patronką wybrałam św. Ritę.  Wybór świętej był przesądzony. Zachwyciłam się nią będąc we Włoszech. Poznałam też jej skuteczność, dlatego chciałam z nią „współpracować” – opowiada Emilia.

W przeciągu dwóch tygodni w parafii zawiązała się kolejna róża – św. Anny. 4 listopada po Eucharystii, na której dokonało się zawierzenie pierwszych róż, kolejne osoby deklarowały chęć modlitwy. I tak w przeciągu kolejnych dwóch tygodni powstała róża św. Faustyny i św. Szabela. A później św. Piotra i św. Wojciecha. Obecnie w parafii tworzy się siódma Róża Rodziców. 

Rodzice modlący się za dzieci nie sądzili, że poza upraszaniem łask dla swoich pociech zyskają także nową rodzinę. Zgodnie z założeniami modlitwa nie zakładała wspólnej formacji, czy systematycznych spotkań. Matka Boża jak widać mała inne plany. Dzięki zaangażowaniu ks. proboszcza i jego prowadzeniu, z róż zawiązała się (jeszcze nieformalna) wspólnota, która chce czegoś więcej. – Odczuwamy potrzebę spotykania się na nabożeństwach fatimskich, czuwaniach i wydarzeniach parafialnych. Widzimy też, że między nami tworzy się więź. Wiedząc o jakiejś trudnej sytuacji, natychmiast uruchamiamy duchowe pogotowie rozsyłając smsy informacje o potrzebie modlitwy czy jakiejś pomocy.  Obserwujemy też dużą życzliwość wobec siebie i chęć rozmowy – podkreśla Joanna Bolimowska.

– Myliłby się ten, kto by myślał, że skoro się modlimy znaczy, że nie mamy już problemów. Mamy, ale dzięki modlitwie łatwiej jest nam je przeżywać, przyjmować i się z nimi godzić. Wiem, co mówię. Jestem mamą dorastających synów oraz 14 -letniej córki. Widzę jak chłopki mi się wymykają i szukają swoich ścieżek. Najlepszym sposobem czuwania nad nimi jest modlitwa – wyznaje pani Joanna.

Podobnego zdania jest Marzena Caban, która po urodzeniu dwóch synów była kłębkiem nerwów. – Cały czas się o nich martwiłam. Od kiedy mówię za nich różaniec, mam pokój w sercu. I to taki, jakiego jeszcze w życiu nie doświadczałam. No, może jedynie podczas modlitwy w kaplicy adoracji w Niepokalanowie, gdzie czułam obecność Maryi. Z różańcem się nie rozstaję. Już wcześniej mówiłam cały. W domu żartują, że kupią mi habit. Ja swoje wiem. Ta modlitwa mnie wycisza. Ona też pomogła mi przetrwać poważny wypadek męża. Kiedy trafił do szpitala bał się, że sobie nie poradzę. Od początku go zapewniałam, że będzie inaczej. Czułem, że jestem już gotowa wziąć na siebie jakieś cierpienie. Mimo ciężkiej sytuacji nie załamałam się. Dzięki modlitwie czuję moc i szczęście nawet wówczas, gdy jest trudno. Niektórzy w rodzinie mówią mi: „Ty coś bierzesz!” Czują, że się bardzo zmieniłam – opowiada pani Marzena.  

O tym, że modlitwa zmienia nie tylko dzieci, ale całe rodziny, także małżonków świadczy wiele osób. – Jak się modlimy, w domu robi się cieplej, stajemy się sobie bliżsi, lepiej się rozumiemy – wyznaje Lucyna Lelewska. – I co ważne, łatwiej nam od siebie wymagać, szukać rozwoju. Widząc owoce zachęcamy innych, staramy się rozwiewać ich ewentualne obawy. Sporo osób waha się, bo wie, że to zobowiązanie na całe życie. Uspokajamy, mówiąc, że to właśnie jest piękne, bo to znaczy, że pomocy będziemy doświadczać zawsze – mówi z radością L. Lelewska.

Zobowiązanie do modlitwy podjęły nie tylko konkretne osoby, ale także kilka małżeństw. Razem za swoje dzieci modlą się Agnieszka i Mariusz Wysoccy. Każde z nich w innej Róży. – Kiedy dostałam od Emilki smsa, od razu się zgodziłam. Mariusz się trochę wahał, bo wcześniej przystąpił do Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego – opowiada Agnieszka. – W marcu, gdy miałem Duchową Adopcję potrzebowałem duchowej dyscypliny by się zatrzymać, by dzień zacząć od kilkuminutowej modlitwy – wyjaśnia Mariusz. – Teraz mam spokój, bo mój kontakt z Bogiem jest zarówno rano, jak i wieczorem. Potrzebuję bodźców zewnętrznych, by bez surowości się dyscyplinować. Modlitwa modlitwie nie jest równa, czasem są rozproszenia, ale bez względu na jej jakość czuję jej moc, widzę owoce i doświadczam tego, jak zmienia się moje podejście – wyznaje Mariusz. Agnieszka nie zaprzecza. Przyznaje, że mąż się wyciszył i złagodniał, jak mówi – jest fajniejszy. A ona jest szczęściarą, bo może się modlić razem z nim. Różaniec rodziców u Wysockich szybko stał się modlitwą rodzinną, w której udział biorą także dzieci. Po odmówionej dziesiątce dzieci przez chwilę modlą się własnymi słowami. – Nie raz nas zaskakują. Kiedy dziękują np. za to, że mają dom lub, gdy proszą o to, by mama długo żyła. Często zdarza się, że podczas modlitwy się przepraszają, a my dowiadujemy się, co się między nimi wydarzyło. Bywa czasem jednak i tak, że nie potrafią się skupić. Wówczas modlitwa jest próbą naszej cierpliwości. Z tygodnia na tydzień chyba coraz lepiej zdajemy ten test – opowiada Agnieszka.

Dziś makowscy rodzice po różaniec sięgają nie tylko jak po koło ratunkowe, które ma sprawić, że ich dzieci nie utoną w świecie pełnym pokus.  – Ta modlitwa to najlepszy prezent dla naszych dzieci. Prezent dawany im każdego dnia – zauważa Agnieszka Placek. – Niesamowite w tej modlitwie jest to, że te prezenty nasze dzieci otrzymują od 20 osób. Dla każdego z nas radością jest to, że nie tylko wobec swoich, ale i innych dzieci jesteśmy darczyńcami. Zmówienie całego Różańca mogłoby być czasem problemem. Jedna dziesiątka zajmuje około 5 minut. Na tyle stać każdego. Razem możemy więcej. To doświadczenie uczy nas jak ważna jest wspólnota ta różańcowa, parafialna – dodaje Agnieszka. Lucyna Antoniak dla wszystkich rodziców, którzy mają trudność na modlitwie ma jedną radę – jest nią wytrwałość. – Kiedy przystąpiłam do Róż Rodziców bardzo trudno było mi się skupić. Mimo, ż modlitwa trwała kilka minut bardzo bolały mnie kolana.  Przetrwałam to, uznając, że to sztuczka szatana by odwieść mnie od dobra. Z Maryją udało mi się to przezwyciężyć. Dziś, tamto doświadczenie jest wspomnieniem, a zachętą pierwsze owoce. 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..