W Niedzielę Miłosierdzia Bożego proboszcz parafii św. Floriana w Bedlnie ks. Robert Awerjanow pojechał do wiernych z Przenajświętszym Sakramentem. Wraz ze strażakami OSP Bedlno pokonał ponad 100 kilometrów. Objazd całej parafii zajął ponad 5 godzin.
W Godzinie Miłosierdzia rozpoczęła się Eucharystia, transmitowana przez media społecznościowe. – Boże miłosierdzie to, jak powiedziała siostra Faustyna, ostania deska ratunku dla świata, nadzieja, by w życiu człowieka urzeczywistniło się Boże zwycięstwo. Na Kalwarii Bóg przebaczył łotrowi i dał mu paszport do nieba. A jakim łotr musiał być człowiekiem, że został skazany na śmierć? Wystarczyło jednak, że spojrzał z ufnością na Jezusa, a w ciągu sekundy zostało mu wybaczone. Tak kocha Bóg - mówił ks. Awerjanow. Zgromadzeni przed komputerami wysłuchali także prezentacji przygotowanej przez Jadwigę Wasilewską na temat historii kultu Miłosierdzia Bożego. Przedstawili ją Dawid Krakowiak i Wioletta Jakubowska.
O 16.00 konwój złożony z trzech samochodów wyjechał na objazd parafii. – Było to dla mnie bardzo osobiste i niesamowite przeżycie, tym bardziej że jestem dość krótko w tej parafii. Wiem z rozmów, że przez ograniczenia udziału w nabożeństwach wiele osób cierpi, iż nie może się spotkać z żywym Panem Jezusem. Dlatego postanowiłem pojechać do parafian, przejechać przy ich domach. Błogosławieństwo było potwierdzeniem, że nie tylko Jezus jest z nimi, ale także ja chcę być z nimi jako kapłan i proboszcz, że nie są sami w odosobnieniu. Zaskoczyła mnie liczba osób, które wyszły nam na spotkanie. To wszystko nie udałoby się bez osób świeckich i bez strażaków z OSP Bedlno i OSP Pniewo – powiedział ks. Robert.
Przed domami czekały całe rodziny, domy były przystrojone flagami. – Bardzo wzruszający był dla mnie moment, gdy przed domem stała cała rodzina, a na krześle siedziała starsza osoba owinięta kocami – opowiada Zofia Wasilewska, która jechała w samochodzie zamykającym orszak. Nie zabrakło także osób stojących z kwiatami. Objazd zakończył się po godz. 21. W ostatnich wioskach ludzie czekali naprawdę długo po to, by przez kilkanaście sekund móc spojrzeć na Pana Jezusa. Czekali z latarkami i ze świecami w dłoniach, gdy było już ciemno. Osoby mieszkające blisko kościoła przyszły także pod kościół tuż przed 21.00, by Pan Jezus nie był sam, wracając do świątyni.
Emocje po Niedzieli Miłosierdzia nie ucichły w poniedziałek – wszyscy w rodzinach komentowali, jak wielkie było to wydarzenie. Było to duże przeżycie nie tylko dla dorosłych ale i dla dzieci. – My nie możemy, to kościół przyjechał do nas – komentują najmłodsi.
– Pan Jezus pojechał do wszystkich parafian. Mam nadzieję, że gdy się to wszytko skończy, oni przyjadą do Jezusa z rewizytą – mówi J. Wasilewska.