Każdy z nas jako wyznawca Jezusa, jako chrześcijanin, niezależnie od sytuacji życia, etapu na którym jest, niezależnie od powołania i zawodu czy wieku: biskup, ksiądz, siostra zakonna, mąż, żona, osoba samotna, kandydat do bierzmowania, matka chrzestna, dyrektor czy sprzątaczka, jest zawsze najpierw uczniem Jezusa.
Z Ewangelii według św. Mateusza (Mt 28,16-20)
Jedenastu uczniów udało się do Galilei na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus zbliżył się do nich i przemówił tymi słowami: "Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata".
Tak sobie myślę, że dzisiejsza Ewangelia bardzo dobrze oddaje sytuację życia każdego i każdej z nas. Ponieważ w jakiejś mierze wierzymy, a w jakiejś niedowierzamy Jezusowi, w pewnym stopniu Mu ufamy, a w pewnym nie. Obruszamy się, kiedy ktoś nam sugeruje życzliwie czy nieżyczliwie: „Ty to taki wierzący jesteś…”, z resztą sami często uważamy siebie za trochę wierzących, a trochę nie – tak bez przesady. Bo oto słowa „A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili”, zdają się to pokazywać.
Przychodzimy na Mszę św., słuchamy słowa Bożego, przyjmujemy Komunię Świętą, podajemy dzieci do chrztu, przystępujemy do bierzmowania, zawieramy sakrament małżeństwa, czyli jakoś „widzimy Jezusa, oddajemy Mu pokłon”, ale… Wracamy do domu, idziemy do pracy, spotykamy się z przyjaciółmi, znajomymi i czyjś fałszywy ruch może spowodować zwątpienie. Na przykład ktoś nam powie: „A co Ci to daje? Co z tego masz?” albo wprost zaatakuje nas – najogólniej mówiąc – grzechami Kościoła, a my zaczynamy powątpiewać czy to, w co wierzymy, ma sens.
Czasami sami się do tego przyczyniamy, kiedy nic nie robimy dla rozwoju naszej wiary, kiedy poprzestajemy na tym czego na pamięć nauczyliśmy się w przygotowywaniu do I Komunii Świętej czy bierzmowania.
Wówczas zamiast się modlić, czyli rozmawiać z Jezusem, dalej odmawiamy paciorek. Zamiast uczestniczyć w Eucharystii, w dalszym ciągu chodzimy do kościółka. Zamiast czytać Pismo Święte, słuchać słowa Bożego, chowamy je na półkę, aby raz w roku wyciągnąć je na kolędę. Fakt, ładnie wygląda na stole. Szkoda tylko, że czasem nawet nie jest odpieczętowane z folii. Argument? Bo się nie kurzy... A swoją drogą przyznam, że wręcz uwielbiam zużyte Biblie, bo to może oznaczać, że jej kartki są wertowane i wertuję życie tego, kto ją czyta i nasłuchuje głosu Boga. Jeśli nie dotykam słowa Bożego, to jak Ono ma dotykać i przemieniać moje życie?
Każdy z nas jest odpowiedzialny za rozwój najpierw swojej wiary. Wątpliwości były, są i będą. One poniekąd są elementem wiary, tzn. że mamy „widzieć Jezusa, oddawać Mu pokłon” nawet jeśli czasem będziemy powątpiewali. A skoro mamy rozwijać wiarę, uczyć się jej – dodajmy przez całe życie – to znaczy, że jesteśmy uczniami.
Przez długi czas wydawało mi się, że uczniowie Jezusa mieli tylko uczyć innych. A teraz dociera do mnie, że uczniowie Jezusa mają uczyć wiary najpierw samych siebie, a potem innych. Przecież nie dadzą innym czegoś, czego nie mają. A zatem każdy z nas jako wyznawca Jezusa, jako chrześcijanin niezależnie od sytuacji życia, etapu na którym jest, niezależnie od powołania i zawodu czy wieku: biskup, ksiądz, siostra zakonna, mąż, żona, osoba samotna, kandydat do bierzmowania, matka chrzestna, dyrektor czy sprzątaczka, jest zawsze najpierw uczniem Jezusa.
Warto zaznaczyć, że słowa Ewangelii: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody…”, dosłownie znaczą: „Idźcie więc i czyńcie uczniów…”. Dlatego nie można zapomnieć o tym, że każdy z nas, że ja, jesteśmy najpierw uczniami w szkole Zmartwychwstałego.
Ks. Tomasz Jaklewicz w jednym ze swoich rozważań zaznaczył przed laty: „Wielu ludzi, pisząc lub mówiąc o Kościele, woli osadzać siebie w pozycji tych, którzy zawsze wiedzą lepiej, jak to ma być i piszą własne »encykliki«. Tyle, że wtedy nie czyta się już tych papieskich”.
Dobra Nowina na dziś jest taka, że Jezus jest z nami aż do skończenia świata. On wie, kogo posyła, że misję „czynienia uczniów” powierza nam, którzy często mamy wątpliwości. Tyle, że ucząc innych, potrzebuję najpierw sam uczyć się wiary. Jak długo? Aż do skończenia mojego świata.