Księdza Biskupa poznałam na początku lat 80-tych. Miałam 16 lat. Chodziłam na pielgrzymki, należałam do zespołu o nazwie "Canticum Juventutis", który śpiewał pieśni kościelne na pielgrzymkach, oazach i zawsze na Mszy o godz. 9 w niedzielę w mojej rodzinnej parafii w Kocierzewie.
Pewnego wieczoru proboszcz z katedry w Łowiczu zaprosił cały zespół wraz z naszym księdzem do siebie na oglądanie filmu pt. "Barabasz". Czuliśmy się bardzo wyróżnieni, pamiętam dyskusję na temat filmu i sympatyczną atmosferę. Najbardziej zapamiętałam, kiedy ks. proboszcz Zawitkowski tłumaczył się przed nami, że ma największą wadę, z którą cały czas walczy i przegrywa - palenie papierosów. Były to czasy, kiedy było ogólne przyzwolenie na palenie i zdziwiliśmy się, że ksiądz tłumaczy się przed nastolatkami, niemniej jednak czuliśmy się dowartościowani.
Przez całe moje dorosłe życie należałam do parafii katedralnej i ks. Józef Zawitkowski towarzyszył mi we wszystkich aspektach religijnych. Spowiedź, Msza, procesje itp. Bardzo byłam szczęśliwa, kiedy został biskupem, byłam dumna, że Go znam osobiście, nigdy nie zapomnę wspaniałych rozmów, dyskusji na wszystkie tematy.
Zajmuję się haftowaniem sztandarów, szat liturgicznych i strojów ludowych, z tego też powodu często Ksiądz Biskup osobiście poświęcał moje dzieło. Największym przeżyciem była dla mnie sytuacja, kiedy podczas uroczystości, przy wszystkich zebranych, nie pozwolił pocałować się w pierścień, natomiast ucałował moje ręce, wyrażając szacunek dla rąk, które wykonały sztandar z wizerunkiem ks. Twardowskiego. To było dla mnie niesamowite, bo nigdy nie czułam się kimś ważnym, a tu biskup tak mnie wyróżnił. Kilka razy zdarzyło się, że wspólnie z Księdzem Biskupem projektowaliśmy chorągiew np. dla wsi Popów w naszej parafii. Zawsze zgadzałam się z Jego wskazówkami, w tym przypadku raz Ksiądz Biskup mi ustąpił i było po mojemu.
Dużo można by pisać - wszystko, co najlepsze - o tak Wielkim Człowieku. Jestem zaszczycona, ze Go znałam osobiście, bo właśnie tak wyobrażam sobie osobę duchowną, która głosi Ewangelię, a wszyscy idą za nim, nic nie narzuca na siłę, a po prostu kocha i szanuje swoje dzieci. Wystarczyło, że powiedział "Jak ja was kocham, moje Księżaki", a my poszlibyśmy za Nim w ogień i przyjmowaliśmy każde Jego słowo. Często nam mówił, co mamy robić i co śpiewać na Jego pogrzebie, przykro było rozmawiać na ten temat, ale słuchaliśmy i obiecaliśmy się dostosować. Niestety, sytuacja epidemiologiczna i decyzje ważniejszych od Księżaków spowodowały, że nie będzie na pogrzebie żadnego akcentu łowickiego. Przykro nam z tego powodu. Oj, pewnie na Tamtym Świecie Biskup na nas pokrzyczy, że Go nie posłuchaliśmy i będziemy się musieli mocno tłumaczyć.
Do zobaczenia w "lepszym Świecie", nasz kochany Bracie, Ojcze, Biskupie.