Choć może się wydawać, że właścicielem konia można zostać jedynie wtedy, gdy ma się ku temu odpowiednie warunki - stajnię i dużo przestrzeni, rzeczywistość bywa inna. Lokatorzy niewielkich mieszkań i miejskich domów coraz częściej kupują lub dzierżawią konie, które hotelują w pobliskich stajniach. Zwyczaj ten w ostatnich latach zyskuje coraz większą popularność.
Krzysztof Piwek, mieszkaniec Skierniewic, z myślą o zakupie zwierzęcia chodził bardzo długo. - To była trudna decyzja. Już samo przełamanie przekonania, które mówiło, że nie można mieć konia mieszkając w bloku, było niekomfortowe. Do tego dochodziła świadomość o odpowiedzialności, z jaką się to wiąże. Przez wiele miesięcy modliłem się o mądrość - tłumaczy.
Dziś, jako szczęśliwy posiadacz Holinki, o czasie spędzonym w stajni mówi jak o największym relaksie. Wspomina o wyjątkowej relacji, jaka wiąże go z klaczą. Również córki Krzysztofa bardzo chętnie jeżdżą na swoim koniu. - Teraz myślę, że nie ma nic przyjemniejszego, niż spacer ze swoim koniem i psem po lesie. W ciszy, spokoju. To mój czas na spotkanie ze sobą i z Bogiem. To też sposób na spędzenie rodzinnej niedzieli. Do tego Holinka to klacz z trudną przeszłością - ciągnęła bryczki, musiała walczyć o jedzenie. Miałem ogromną potrzebę podarować jej drugie, lepsze życie. Cieszę się, że tego doświadczam, choć przecież moje życie w dużej mierze wiąże się z miastem - podkreśla.
Marzenie o posiadaniu konia Zosia Giłka wyrażała już w wieku 2 lat. Gdy miała 11 lat, zaczęła zbierać potrzebne wyposażenie - kantar, szczotki do czyszczenia, czaprak. I mimo systematycznej jazdy w szkółkach jeździeckich pragnienie kupna konia nie ustępowało. Justyna Giłka, mama 13-letniej dziś Zosi, obawiała się, że to tylko kaprys dziewczynki. Po latach rozmów zrozumiała, że córka ma głęboką potrzebę budowania relacji z konkretnym zwierzęciem.
Z pomocą przyszła Joanna Kwiatkowska, właścicielka stajni. - Zosia i jej mama przyjechały do mnie i opowiedziały o swoich planach, wątpliwościach. Rozważały zarówno zakup, jak i dzierżawę - opowiada. - Wieczorem, gdy rozeszłyśmy się do swoich domów, pomyślałam, że tej dziewczynce mogłabym powierzyć jednego z moich koni. Czułam, że to będzie dobra decyzja - tłumaczy Joanna.
Tak też się stało. Już po trzech treningach Zosia wiedziała, że Matiz to ten koń. - Czułam, jakbym wygrała milion na loterii. Nie mogłam spać przez 3 noce. Do końca wakacji spędzałam w stajni każdą chwilę - wspomina Zosia. Dziś, jeśli tylko to możliwe, nastolatka spędza lekcje online w boksie Matiza. Tam też odrabia lekcje, uczy się. - A potem mamy czas dla siebie - śmieje się.
Więcej o miłośnikach koni, dla których warunki lokalowe nie są powodem do rezygnacji z marzeń, w nr. 49 "Gościa Łowickiego".