W wieku 101 lat 20 grudnia zmarła s. Walentyna Obszyńska ze Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstanek w Mocarzewie. W zeszłym roku swoje setne urodziny, tak jak dzień narodzin, s. Wala celebrowała w dzień Zmartwychwstania Pańskiego.
Posługa apostolska przysporzyła kłopotów siostrze jeszcze za czasów świeckich. Dwa razy była w sądzie oskarżona o edukowanie kobiet w zakresie planowania rodziny. Z każdej wizyty na policji wychodziła spokojna, a oskarżyciele dokładnie mieli wyjaśnione, na czym polega planowanie rodziny i co ma na celu. – Ducha Świętego prosiłam o mądrość, Matkę Bożą – o opiekę, bo odwagi mi nie brakowało. Zawsze wychodziłam zwycięsko. I z sądu, i z wojny, bo przez tyle lat nawet raz mnie nie aresztowano – wspominała.
Po wojnie zakonnica prosiła różnych kapłanów o pomoc w dostaniu się do klasztoru. Za każdym razem słyszała, że bardziej przysłuży się jako świecka niż jako zakonnica, bo one w tamtych czasach – tak, jak kapłani – były aresztowane i prześladowane. Lata uciekały. – Przestałam próbować. Byłam zadowolona ze swojego życia, spełniałam się jako sanitariuszka, towarzyszyłam w ratowaniu życia, ale szczęściem nie mogłam tego nazwać – opowiadała.
Jej przygoda ze Zgromadzeniem Sióstr Zmartwychwstania Pańskiego zaczęła się już w szpitalu w Gostyninie, gdy siostry z Mocarzewa przychodziły odwiedzać pacjentów, rozmawiały z nimi i ich rodzinami. Już wtedy Walentyna darzyła je ogromnym szacunkiem i podziwem. Bliżej poznała zakon podczas wakacji. – Wyjechałam na wypoczynek w góry. Trafiłam na rekolekcje w Kętach, o których nikomu ze znajomych nie powiedziałam. Myśleli, że chodzę po górach, a ja poznawałam wtedy zgromadzenie. Myślałam, że jestem już za stara na zakon, bo miałam ponad 40 lat, a tam zobaczyłam taką nie najmłodszą siostrę w białym welonie. Wtedy jedna z zakonnic wyjaśniła mi, że przyjmują i starsze, ale trzeba mieć dyspensę – opowiadała.
U Pana Boga nie ma przypadków. W tym czasie w Kętach obecna była matka generalna i przełożona zakonu. – Gdy zapoznała się z moją historią, dostałam dyspensę i przyjęto mnie. Wtedy byłam prawdziwie szczęśliwa – mówiła z uśmiechem s. Walentyna.
Momentów, w których Chrystus Zmartwychwstały chronił siostrę, wspomagał ją, było o wiele więcej. Niezliczone wędrówki do rodziny, podczas których piechotą przemierzała ponad