Często spotykam się z teorią, że aby kobieta mogła przypodobać się mężczyźnie, potrzebuje niejednokrotnie wielu godzin spędzonych przed lustrem lub u kosmetyczki, a poranna burza na głowie z całą pewnością nie jest najbardziej pożądanym rodzajem fryzury. Ponadto nieraz słyszałem, że mężczyźni nie potrzebują makijażu, bo piękni są z natury, natomiast kobiety... Może jednak zostawmy te dywagacje i zastanówmy się, czy rzeczywiście piękno zewnętrzne jest tym elementem, który jest konieczny do wzbudzenia zachwytu i przypodobania się innym?
Z Ewangelii wg św. Marka (Mk 1, 7-11)
Jan Chrzciciel tak głosił: "Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby schyliwszy się, rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym". W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili, gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na Niego. A z nieba odezwał się głos: "Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie".
Rzeczywiście, nasz wygląd, to, co zewnętrzne - uroda, ubiór, wyraz twarzy - najczęściej mogą być tym, czym przykuwamy uwagę naszych rozmówców. Każdy z nas zwraca uwagę na to, co widzi i na tej podstawie wysnuwa pewne wnioski: "dba o siebie", "ma dobry styl", "jest niechlujny" itd. Dlatego pewnie tak dużo uwagi przykładamy do wyglądu - chcemy być dobrze odebrani, właściwie przyjęci, chcemy wzbudzić zaufanie u innych, podobać się im, a często również pragniemy po prostu dobrze się czuć.
Próby przypodobania się drugiemu zakładają jakieś staranie po stronie tego, który chce się podobać. A jak przypodobać się Bogu? Dziś w Ewangelii słyszymy: "Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie". Te słowa, które Jezus słyszy po obmyciu w Jordanie, wskazują nam na jedną bardzo ważną sprawę: Bóg Ojciec upodobał sobie Jezusa. Jezus Mu się podobał. Z całą pewnością nie chodzi tu o wygląd zewnętrzny czy jakieś inne uwarunkowania. To oświadczenie jest zupełnie bezinteresowne. Upodobałem sobie w Tobie. Podobasz mi się, darzę Cię miłością, chcę być blisko Ciebie.
Można by pomyśleć, że to upodobanie dokonuje się od razu po chrzcie Chrystusa, ale przecież w innym fragmencie Pisma Świętego usłyszymy, że Jezus Chrystus, Słowo Wcielone, został wybrany przez Boga przed założeniem świata, przed wiekami. To znaczy, że inicjatywa Boga jest pierwsza. Czy Jezus rzeczywiście potrzebował chrztu? Czy potrzebował obmycia z grzechów? Z całą pewnością możemy stwierdzić, że nie, ponieważ grzechów nie miał. Jednak chrzest Chrystusa staje się przykładem również dla nas. On nam pokazuje, co robić, żeby faktycznie "przypodobać się" Bogu. Chciałbym kiedyś usłyszeć te słowa: "Jesteś moim synem. Podobasz mi się, podobają mi się twoje czyny, jestem z tobą".
Wiem, że moje czyny nigdy nie sprawią, że nagle będę "zasługiwał" na miłość Boga. Ta miłość jest darmowa, bezinteresowna, przedwieczna. To jednak nie zwalnia mnie z "dbania o siebie", z dbania o swojego ducha. Łaska chrztu obmywa nas z grzechu pierworodnego, ale nie usuwa grzesznej natury ludzkiej, dlatego tak bardzo potrzebujemy "aktualizowania" tej łaski w sakramencie pokuty i pojednania. Wspomnijmy dzisiaj moment naszego chrztu, powróćmy do zdjęć, opowieści naszych rodziców i podziękujmy za tych, którzy byli i są dla nas świadkami i fundamentami wiary. Podziękujmy także za każdą spowiedź świętą i za bezgraniczne miłosierdzie naszego Boga.