Po raz 40. przez ziemię łowicką do Matki Bożej Bolesnej Królowej Polski w Licheniu wędrują mariańscy pątnicy. Znaczna część 268-kilometrowej trasy biegnie przez diecezję łowicką.
Mariańscy pielgrzymi rekolekcje w drodze rozpoczęli Mszą św. w Górze Kalwarii, gdzie znajduje się grób św. o. Stanisława Papczyńskiego, założyciela księży marianów. W tym roku na pielgrzymi szlak wyruszyło 25 osób. Przewodnikiem grupy jest ks. Kacper Pawlak MIC. Pątnicy idą pod hasłem "Wielbi dusza moja Pana". - Podczas drogi, rozważając poszczególne części tej maryjnej modlitwy, próbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest to tylko tekst, który powstał 2 tys. lat temu i opisujący czyjąś historię, czy taki, który można odnieść do swojego życia - mówi ks. Kacper Pawlak.
Kapłan podkreśla, że Maryja jest szczególnie bliska zgromadzeniu księży marianów. - Ona jest naszą przewodniczką na drodze do nieba. Nasze życie jest pielgrzymowaniem, które nie będzie miało końca, bo śmierć to tylko zmiana trasy na tę, gdzie będzie z górki, gdzie nie będą robiły się bąble, gdzie nie będzie trudności. Maryja uczy nas nieustannego dziękczynienia. Słowa "Wielbi dusza moja Pana" wypowiedziała, mając za sobą wymagające wędrowanie, bez busa, który by ją podwiózł, nie miała kogoś, kto by zabrał bagaże - dodaje ksiądz przewodnik.
W pielgrzymce do Lichenia po raz kolejny wędruje Anna Krasińska. Pątniczka nie liczy, który to już raz wyruszyła w drogę. - Pielgrzymowanie jest wpisane w mój coroczny kalendarz do tego stopnia, że w drogę wybrałam się nawet wówczas, gdy pielgrzymka z powodu pandemii nie odbyła się. To wszystko z potrzeby serca. Pielgrzymka to dla mnie czas poznawania siebie i bycia z Bogiem non stop. Bardzo tego czasu potrzebuję. Utarło się takie powiedzenie, że pielgrzymowanie to ładowanie baterii. Nie lubię tego stwierdzenia, bo ono sugeruje, że baterie są rozładowane, że kontakt z Bogiem i Maryją osłabiony. Przez cały rok staram się dbać o życie duchowe. Pielgrzymka jest czasem wzrostu, okazją do refleksji i bycia jeszcze bliżej Boga - mówi.
Po raz kolejny do Matki wędruje także Emilia Zduńczyk. - Chcę stawać się na Jej wzór. Ona była cicha, piękna, wszystko przyjmowała z pokorą i radością. Gdy dochodzę do celu wędrówki, mam ochotę przytulić się do Maryi jak do mamy. Zawsze wtedy płaczę ze wzruszenia. Co wtedy czuję, trudno opisać - wyznaje.
Kasia na szlak zabrała swojego syna. Chłopiec w drogę wyruszył już po raz siódmy. Za pierwszym razem mama wiozła go w wózku. Dziś sam pielgrzymuje mimo bąbli na nogach. Chętnie też pomaga innym.
Nie brakuje też pątniczek, które w drogę wyruszyły, by odpocząć psychicznie od codzienności, by się wyciszyć. Część z nich do Lichenia pielgrzymuje kolejny raz.
Pątnicy podkreślają, że mimo pandemii w drodze spotykają się z ogromną otwartością i życzliwością. Tegoroczne spotkania są dojrzalsze i głębsze. Napotykane osoby proszą o modlitwę za siebie, swoich bliskich i tych, których już pośród nich nie ma. Z racji na obostrzenia pielgrzymi nie nocują u rodzin i dzięki temu mają więcej czasu na integrację.