W uroczystość Objawienia Pańskiego ulicami miasta przemaszerował barwny orszak z kościoła MB Nieustającej Pomocy na Stary Rynek. Podczas drogi śpiewano kolędy, a także oglądano scenki przygotowane przez członków rady parafialnej parafii na Korabce, młodzież pijarską i młodych z parafii katedralnej. Orszak poprzedziła Msza św.
Po rocznej przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa wierni z łowickich parafii ponownie wyrazili swoją wiarę podczas Orszaku Trzech Króli. Z koronami na głowach, balonami i flagami oddali pokłon małemu Jezusowi. Do świątyni wypełnionej wiernymi przybyli Trzej Mędrcy, którzy po pozdrowieniu Świętej Rodziny zajęli miejsca w prezbiterium.
- Uroczystość Objawienia Pańskiego to jedno z najstarszych świąt chrześcijańskich. Przypomina nam, że wciąż trwamy w radości Bożego Narodzenia. Przypomina też, że 2000 lat temu do Betlejem przybyło Trzech Mędrców - mówił ks. Zbigniew Przerwa, proboszcz parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Łowiczu. - Dzisiaj do naszego Betlejem na Korabce także przybyło Trzech Króli, ale mędrców jest znacznie więcej. Myślę, że każdego, kto przychodzi do Jezusa, by oddać Mu pokłon, możemy nazwać mędrcem - mówił na progu liturgii ks. Przerwa.
Uroczystej Eucharystii przewodniczył bp Andrzej F. Dziuba. Hierarcha wygłosił także homilię. Pasterz diecezji wyjaśniał, co znaczy słowo "objawienie". - Każdy, kto słyszy to słowo, a jeszcze bardziej kiedy dotyka treści przekazu objawienia, reaguje na swój sposób. Dzisiaj dotykamy jeszcze jednego elementu objawienia Dzieciątka z Betlejem - mówił hierarcha. Biskup ukazał różne reakcje osób - pasterzy, mędrców, Heroda - na znaki i pojawienie się małego Jezusa. - Wszyscy mieli znaki objawienia. I wszyscy rozpoznali te znaki i ponieśli konsekwencje poznania. Pasterze wrócili radośni i opowiadali, co widzieli i co im zostało objawione. Herod miał konsekwencje. Mędrcy wrócili do swojego kraju, ale obierając inną drogę. My też w swoim życiu, kiedy patrzymy na żłóbek, mamy różne objawienia. Zastanówmy się, jaki my dajemy znak objawienia Jezusa, jak my staramy się dziś w świecie być nosicielami, tymi, którzy objawiają Zbawiciela. Dziś to objawienie często wymaga ofiary - mówił bp Dziuba.
Orszak za gwiazdą i Trzema Królami jadącymi na koniach wyruszył sprzed kościoła po godz. 11. Pochód przeszedł ulicami: Strzelecką, Seminaryjną, Blich, Mostową na Stary Rynek. Podczas drogi wierni skandowali orszakowe hasła, a dzieci odpowiadały na trudne pytania. Obejrzano także trzy scenki. Pierwsza odbyła się bezpośrednio na parkingu przed kościołem. Była to scena z karczmy. Druga, przygotowana przed bramą główną cmentarza, ukazała kadr z przygotowywania stajenki do narodzin Mesjasza. Ostatnią sceną był hołd oddany Świętej Rodzinie. Miał on miejsce na scenie przed katedrą.
Grupą mocno wyróżniającą się w orszaku byli członkowie rady parafialnej z Korabki, którzy nie tylko przygotowali pierwszą scenę, ale także podczas drogi wędrowali m.in. w strojach Świętej Rodziny, aniołów, diabła, Cyganki, gospodarza. - Będąc Maryją, czułam się wyróżniona. Całą noc nie spałam. Przygotowywałam strój. Pracy było sporo, ale radości jeszcze więcej - mówi Beata Major.
- Jesteśmy zgraną radą i bardzo lubimy razem ze sobą być i podejmować wspólnie działania. To nas integruje - dodała Marzena Płuska, która wcieliła się w rolę Cyganki. Energią zarażała także Agnieszka Jagoda, grająca rezolutnego diabła.
Po posiłku jeszcze długo pod sceną śpiewano kolędy.
- Wyjście i przyznanie się do Jezusa jest czymś naturalnym. Byliśmy na Mszy, a teraz jesteśmy pod sceną. Mąż prowadzi scholę, a my tu z nimi śpiewamy - mówiła pani Monika.
Kolejny raz w orszaku uczestniczyła także pani Joanna. - To znak wiary. Ważne jest, by pokazać, że jesteśmy razem, że chodzi nam o pokój w sercach, pokój między ludźmi - zaznaczyła.
W organizację orszaku włączyło się miasto, stąd też udział burmistrza Krzysztofa Jana Kalińskiego. Przy scenie na Starym Rynku czekały na uczestników grochówka, ciasto i gorąca herbata. Częstowano nimi po wystąpieniach burmistrza i biskupa, który ze sceny zachęcał wiernych do modlitwy o pokój.