Nowy numer 22/2023 Archiwum

Biskup był moim apostołem

O muzykowaniu, hierarsze, którego Bóg był dobry jak chleb, i płycie będącej formą podziękowania ks. Tymoteuszowi za dobro, mądrość i wiarę opowiada Aleksandra Novina-Chacińska, sopranistka, pomysłodawczyni i producentka płyty.

Agnieszka Napiórkowska: Trzymam w ręku Twoją płytę „Panie dobry jak chleb”. Dlaczego musiała ona powstać?

Aleksandra Novina-Chacińska: Tak, masz rację, ona musiała powstać. Są tacy ludzie, którzy w swojej pokorze nie potrafią powiedzieć, że to, co stworzyli, powinno być znane i rozpropagowane. Takim dziełem są pieśni bp. Józefa Zawitkowskiego i ks. prał. Wiesława Kądzieli. O tym, że są autorami tych utworów, wiele osób by nie wiedziało, gdyby ta płyta nie powstała. Musiał się tym ktoś zająć, żeby oddać im hołd. Płycie towarzyszy strona www.paniedobryjakchleb.pl, którą redaguję, i została ona stworzona po to, by przybliżyć postacie biskupa i księdza. Chcę, by obaj byli znani i niezapomniani.

Padło na Ciebie. Co sprawiło, że się tego podjęłaś?

Całe moje życie. Dlaczego ja? Bo pochodzę z diecezji łowickiej, jestem parafianką Jeruzala Skierniewickiego, wywodzę się z wielodzietnej katolickiej rodziny, w której Bóg był zawsze na pierwszym miejscu i... wiele zawdzięczam bp. Zawitkowskiemu. On, będąc biskupem pomocniczym, dość często odwiedzał naszą parafię. Ja, najpierw jako dziewczynka sypiąca kwiatki, potem bielanka i lektor, często się z nim spotykałam. Po drodze muzykowałam. Gdy o tym dowiedział się bp Zawitkowski, zainteresował się tą moją pasją. Pytał o szkołę muzyczną, o koncerty. Robił to nawet wówczas, gdy w liceum zrezygnowałam ze szkoły muzycznej, by nadrobić zaległości szkolne. Muzyka jednak wygrała. Po maturze dostałam się na wydział wokalno-aktorski. Kiedy biskup się o tym dowiedział, stałam się w pewnym sensie jego duchowym dzieckiem. Umiłował sobie tę muzykę we mnie. Miałam okazję poznać go bliżej podczas rekolekcji prowadzonych przez prof. Ziemowita Skibińskiego, a organizowanych przez Stowarzyszenie „Civitas Christiana” w Ojrzanowie. Na te dni przyjeżdżał biskup. Tam mieliśmy go na wyciągnięcie ręki. Jego słowo do nas docierało, poruszało nas. Chłonęliśmy je. Ostatnio zastanawiałam się, jak to jest, że biskup miał na mnie tak duży wpływ. Będąc dziećmi, baliśmy się hierarchów. Rodzice uczyli nas ogromnego szacunku do nich. Biskup Józef wiedział, że zaraża mnie miłością do Pana Boga. Sam darzył mnie zaufaniem, a ja czułam, że zobowiązuje mnie do pewnej postawy. Mówiąc: „Ty jesteś moim muzykiem, moją śpiewaczką”, niejako naznaczał mnie i sprawiał, że na pewne rzeczy, postawy, propozycje nie mogłam się zgodzić.

Wiem, że potem płaciłaś za to wysoką cenę. Czy, śpiewając na międzynarodowych scenach, ciągle czułaś, że masz dawać świadectwo, że powinnaś być wierna Bogu?

Tak. Ale apostołów w moim życiu było kilku. Obok bp. Józefa był też o. Tymoteusz, paulin z Jasnej Góry. Poznałam go, pracując w sanktuarium. Dla mnie to było mocne, że dwóch Tymoteuszów, bo taki pseudonim obrał bp Zawitkowski, pomagało mi wzrastać w wierze. Byli również inni kapłani. Apostołami byli też dla mnie mój ojciec i dziadek – on przez 50 lat był kościelnym, a pośmiertnie otrzymał od papieża Jana Pawła II medal „Zasłużony dla Kościoła”. Dziadek w czasach komuny siedział w więzieniu za poglądy polityczne. Nigdy nie wyrzekł się Boga. Otwarcie piętnował zło. Pochodząc z takiego domu, nie da się żyć inaczej. Jak się dostaje takie namaszczenie, bardzo się to szanuje i nie chce się tego stracić. A świat artystyczny jest bardzo kusy, jest odkryty. Tam tak wiele jest obietnic, lukrowanych propozycji i pokus, a także doczesnych uciech, które chcą nas odwieść z prostej drogi. Zwłaszcza gdy się wygrywa konkursy, gdy pokonuje się kolejne szczeble kariery. Ten lukier jest grzeszny. I wtedy trzeba siebie pytać, jaka jest cena mojej godności. I czy w ogóle można ją kupić. Na szczęście miałam obok siebie wspomnianych apostołów. Im jestem starsza, tym bardziej zdaję sobie sprawę, co jest największą wartością mojego życia. Jest nią moje bycie dzieckiem Bożym. Nigdy nie byłam najpierw śpiewaczką ani artystką. Zawsze gdy ktoś podchodził i prosił o autograf, ja również prosiłam tę osobę o wpis. Chciałam wiedzieć, kto mnie nagradza. Uważam, że talenty dostaliśmy w komis, to Boski plan. Od nas zależy, co z nimi zrobimy.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast