Już kolejny raz z kościoła pod wezwaniem Świętych Apostołów Piotra i Pawła wyruszyła Ekstremalna Droga Krzyżowa.
W piątek po Eucharystii o godzinie 18 dwadzieścia osób zdecydowało się wyruszyć na nocną wędrówkę. Pogoda nie sprzyjała podjęciu takiej decyzji.
Większość osób szła już po raz 5 czy 6. Ale były także osoby, które wyruszyły po raz pierwszy. Trasa cytrynowa rozpoczynała się w Żychlinie, biegła przez Oporów, Trębki, Stefanów Suserski, Dobrów, Skrzeszewy, Buszkówek. Kończyła się przy Kaplicy Św. Maksymiliana Kolbe w Żychlinie. Liczy 42,
– Byłam na EDK po raz 7. Już kiedyś szłam i w deszczu i gdy padał śnieg, ale takiej pogodny i to w kwietniu zupełnie się nie spodziewałam. Ciemność, przejmujące zimno i wiatr, który nie pozwalał złapać tchu jeszcze bardziej uświadamiał mi czy jest niesienie krzyża – mówi jedna z uczestniczek EDK.
– Bardzo podobały mi się tegoroczne rozważania, choć wcale nie pomagały iść, wręcz przeciwnie spadały na ramiona jak dodatkowy ciężar. Tegoroczna droga to droga pojednania, rozważała problem relacji międzyludzkich. Często rozważania biblijne drogi krzyżowej słuchamy jednym uchem a drugim one wylatują, trochę brzmią jak opowieść z dawnych czasów, mimo że staramy się je brać do serca nie zawsze ono w nie uderzają tak jak powinny. W tym roku na EDK usłyszeliśmy o toksycznych relacjach w szkole, w pracy, kłótniach w rodzinie, relacjach podtrzymywanych na siłę, takich które nas niszczą, i o takich, które my niszczymy. Te rozważania dotykały najczulszych miejsc z naszych sercach, przynajmniej w moim – mówi Ewa Filipiak.
– Nie dałam rady dojść do końca po przejściu ponad połowy musiałam poprosić by ktoś po mnie przyjechał. Edk to nie maraton, który trzeba ukończyć, to nie sport to droga krzyżowa – mówi jedna z uczestniczek, która wyruszyła na edk po raz kolejny. Drogę pokonuje się samodzielnie, warto jednak mieć pomocną dłoń na trasie. Mimo, że trasę pokonuje się w ciszy, oddech, miarowy krok obok czy kawałek przed nami bardzo pomaga. To też nam uświadamia wartość drugiego człowieka w naszym życiu, brzmi to banalnie, ale taka jest prawda. Osoba obok nawet nie musi się odzywać, ale rytm jej kroków pomaga. Pokonanie drogi samemu jest strasznie ciężkie, trzy razy chciałem zawracać – opowiada lider trasy Adam Staszewski, który po godzinie 3 dotarł do ostatniej stacji.
Trasa nazywa się cytrynowa, ponieważ układali ją i wędrują pielgrzymi grupy cytrynowej ŁPPM. W tym roku wyruszył na nią również ks. Jakub Zakrzewski tegoroczny przewodnik grupy. Pierwszy raz uczestniczyłem w EDK, to zupełnie inna droga niż ta w kościele, ciemność, możliwość długiego rozważania kolejnych stacji, nocna wędrówka w lesie potęguje każde odczucie i każde usłyszane słowo – mówi kapłan.
Podobnie jak w zeszłym roku uczestnicy na 13 stacji mogli liczyć na gorąca herbatę, z którą na Buszkówku czekała pani Marianna Materka. Do 13 stacji dotarło 11 osób. Herbata w taką pogodę dosłownie ratowała życie, ponieważ po kilku godzinach wędrówki herbata w termosach już dawno się skoczyła, albo ostygła. Pani Marianna okazała się również aniołem stróżem, ponieważ 4 osoby tuż przed 13 stacją zabłądziły, a ona wyjechała po nie autem i wskazała drogę.
Ostatni uczestnicy dotarli pod kościół o 6 rano. Żartowali, że mogli kupić świeże bułki na sobotnie śniadanie dla domowników by budować dobre relacje (o których słuchali całą noc). Pojednać się przy ciepłej bułce z masłem zawsze łatwiej.