Bóg chce mieszkać u mnie. Bóg chce mieć we mnie, w moim życiu swój dom. Czy pozwolę, aby Bóg miał u mnie swoje kapcie? Czy pozwolę na to, aby miał dokąd wracać? Czy pozwolę, aby wracał do siebie?
Z Ewangelii według św. Jana (J 14, 23-29)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy. Kto nie miłuje Mnie, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca. To wam powiedziałem, przebywając wśród was. A Paraklet, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem. Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka. Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was. Gdybyście Mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode Mnie. A teraz powiedziałem wam o tym, zanim to nastąpi, abyście uwierzyli, gdy się to stanie".
Co to znaczy mieszkać u kogoś? To mieć swój kąt, swój pokój. To też mieć miejsce przy stole, swoje łóżko, szafkę albo półkę z ubraniami. To mieć dostęp do łazienki, lodówki itd. Mieszkać oznacza być na swoim miejscu, być u siebie i czuć się bezpiecznie i swobodnie. O tym mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy”. Ja, Ty, drogi bracie, i Ty, droga siostro - każdy z nas jest mieszkaniem Boga. Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty chce mieszkać we mnie, w moim życiu. To nie tylko okazjonalna wizyta na kawę i ciasto, które zjemy, posiedzimy, pogadamy i On sobie pójdzie, a ja mam święty spokój do następnego razu. Jezus mówi o tym, że chce w nas i z nami mieć swój dom. Mieć swoje miejsce, swój kąt. Mieć miejsce przy stole. Chce mieć dostęp do moich dóbr duchowych, jak i całego bałaganu, który robię przez grzech. Chce być u siebie, czuć się swobodnie, kształtować nasz wspólny dom, czyli moje serce.
Tyle, że nie bardzo chcemy Mu na to pozwolić, bo się boimy. Boimy się, że powywraca nam wszystko do góry nogami, zaprowadzi swój ład i porządek, nie daj Boże jeszcze nas nawróci… ;) Bo nawet kilkudniowa wizyta rodziny czy przyjaciół to nie to samo co mieszkać z kimś na co dzień. Pozwolę Bogu na kilkudniowy pobyt we mnie po spowiedzi i Komunii świętej wielkanocnej, ale nie na to, by był domownikiem, który będzie miał wpływ na moje decyzje i będzie współuczestniczył we wszystkich wydarzeniach. Pozwolę Bogu na spotkanie w modlitwie, lekturze Pisma Świętego, ale nie na to, aby się wtrącał do tego, jak mam żyć. Bardziej boję się Bożej obecności, Bożego porządku, niż tego, że to diabeł staje się gospodarzem mojego domostwa. A Jezus mówi: „Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka”. A to nie Bożej obecności mam się bać, ale tego, że nie będę z Nim, że wyrzucę Go ze swego życia, z mieszkania mego serca, w którym Bóg chce przebywać na stałe.
Chcę podzielić się pewnym doświadczeniem z własnego życia. Od moich przyjaciół doświadczyłem dwukrotnie czegoś wspaniałego. I raz od parafian z jednej z poprzednich parafii. Oczywiście jest tego więcej, ale chcę opowiedzieć o jednej sytuacji. Otóż któregoś roku na urodziny dostałem jednocześnie trzy prezenty. Otwieram pierwszy, patrzę: kapcie. Otwieram drugi i znów kapcie. Otwieram trzeci i nietrudno już się domyślić, że tam też były kapcie. Po czym każde z nich chwyta ofiarowane mi kapcie, mówiąc: „Nasz dom jest twoim domem. Jak do nas przyjedziesz, to będziesz miał swoje kapcie”. Drugim razem inni przyjaciele ofiarowali mi na Boże Narodzenie. Zgadnijcie co? Kapcie, rzecz jasna! Tutaj słowa były zbyteczne, a i tak wszystko zostało wypowiedziane. Odchodząc z parafii, od zgromadzonych na nieoficjalnym spotkaniu pożegnalnym też trzymałem tyle par obuwia domowego, że życia mi braknie do ich znoszenia.
Bóg chce mieszkać u mnie. Bóg chce mieć we mnie, w moim życiu swój dom. Czy pozwolę, aby Bóg miał u mnie swoje kapcie? Czy pozwolę na to, aby miał dokąd wracać? Czy pozwolę, aby wracał do siebie? I wreszcie, czy pozwolę sobie na to, abym sam mógł naprawdę wrócić do Boga?