Jezus i Jego Matka mówili bardzo wiele. Poruszali wszystkie zmysły, czule dotykali ran, podnosili, budzili nadzieję. Pielgrzymi XVII ŁPPM na Jasną Górę dotarli do celu. O tym, czego doświadczyli, czym było dla nich pielgrzymowanie i jak rozumieli tegoroczne hasło, mogą opowiadać godzinami.
Piotr Perek, pątnik grupy brązowej: - Nie wiem, która to moja pielgrzymka. Będzie około 20. I nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego tu przychodzę. Lubię atmosferę pielgrzymki, ludzi, którzy tutaj wędrują, i kocham Matkę Bożą. Może nie jestem jakoś wybitnie pobożny, ale Maryja ma dla mnie ogromne znaczenie. Wierzę, ufam, że wysłucha moich próśb i nieraz się o tym przekonałem. Mam kilka małych "cudów" w swoim życiu. Tegoroczna pielgrzymka pozwoliła mi na naukę słuchania, bo bez wiary nie zrobiłbym ani kroku. Ta jest u mnie mocna. Słuchać się uczę, jak mi to wychodzi - sprawdzą żona, sąsiedzi, bliscy, a i sam się przekonam.
Maria Ploch, pątniczka grupy zielonej: - Zdecydowałam się pójść na pielgrzymkę głównie ze względu na hasło i księdza, który głosił konferencje. Poznałam ks. Jacka Szewczyka na rekolekcjach w Łowiczu. Gdybym miała wskazać kogoś, kto przyczynił się do mojego nawrócenia, to byłby to właśnie ks. Jacek, spowiedź u niego, rozmowa duchowa. Tym razem też się nie zawiodłam. Treści - konferencje, kazania - trafiały w czułe punkty i pozwalały zmienić perspektywę. Bardzo mi się podobało prowadzenie nas na przykładzie św. Tomasza, którego znamy jako niedowiarka. Temat słuchania, uważności, doświadczania, dotykania, "ubrany" w postać św. Tomasza, całkowicie zmienił perspektywę mojego patrzenia. Pielgrzymka też je zmieniała. Często patrzę zero-jedynkowo. Te 9 dni wędrówki przypomniało mi, że nie wszystko jest białe albo czarne. Słuchanie i wiara w tym pomagają.