Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Dla siebie, miasta i przyszłych pokoleń


− Pozostają wspomnienia, których nikt nam nie odbierze, a chyba każdy pamięta smak „robotniczej” 
za 44 zł, wzajemną pomoc, wielkie wydarzenia i krótkie pogawędki 
na korytarzach. Żal, że nie ma już tych zakładów – mówili uczestnicy spotkania.

Muzeum Ziemi Rawskiej wraz z Miejską Biblioteką Publiczną w Rawie Mazowieckiej od kilku lat organizują cykl spotkań „Wspomnienia z dziejów Rawy”. – Co jakiś czas zbieramy informacje, którymi sami dysponujemy, i poniekąd prowokujemy mieszkańców, świadków historii do tego, by dzielili się swoimi wspomnieniami, a dzięki temu pomogli nam zatrzymać ją, udokumentować dla kolejnych pokoleń – mówi Marcin Broniarczyk, dyrektor Muzeum Ziemi Rawskiej.


Do tej pory mieszkańcy Rawy i okolic dzielili się wspomnieniami sportowymi z funkcjonowania lodowiska na terenie zamku czy z huraganu, który przeszedł przez miasto w 1953 roku. Spotkanie, które 6 października odbyło się w Jatkach Miejskich, tym razem dotyczyło Zakładów Mięsnych w Rawie Mazowieckiej, które przez lata były miejscem pracy setek mieszkańców.


Kiedyś było… 


Na spotkanie przyszło wielu byłych pracowników Zakładów, które w Rawie zaczęły funkcjonować w latach 50. XX w. – Zatrudniały ok. 1200 pracowników. Nie sposób było wszystkich znać, ale w swoim gronie wszyscy byliśmy po imieniu, było bardziej „znajomo”, solidarnie, życzliwiej – mówili mieszkańcy. Zdjęcia zgromadzone przez Muzeum Ziemi Rawskiej i MBP były przyczynkiem do wspomnień i identyfikacji. – Kilka osób kojarzymy – zazwyczaj prezesów spółek, ale o pracownikach niewiele wiemy. Dlatego zależało nam, by przyszli na spotkanie i opowiedzieli o swoich kolegach. Udało się, a widzimy, że to obudziło wspomnienia, pozwoliło odnowić kontakty. Jesteśmy otwarci na współpracę, by wiedzieć jak najwięcej o historii tego miejsca i ludzi z nim związanych – mówił podczas spotkania M. Broniarczyk.


Spotkanie zgromadziło pracowników różnych specjalności. – Byłem mistrzem elektryki. Mogłem powędrować po „wieżowcu”, bo tak nazywaliśmy budynek zakładów. Pamiętam uśmiechnięte koleżanki w administracji, ale też facetów zajmujących się odpadami, które zrzucane były do specjalnych dziur w podłodze, a potem mielone przez wielkie wiertła. Ile to było kłopotu, jak się stępiły! Szukaliśmy zamienników aż w Elblągu, a odpadów nikt na ten czas nie zatrzymywał. Proszę sobie wyobrazić, co to był za zapach… − wspominał jeden z uczestników spotkania. – Kiedyś było mimo wszystko bezpieczniej. Zarówno pod względem sanitarnym, warunków pracy, solidarności w pracy i produktów, które człowiek jadł. Kiedyś, jak szynka trafiała na stół, to była szynką. Odpowiednio uwędzoną, ale wciąż szynką. Dziś nie wiem, co jem… pamiętam smak mielonki, kiełbaski zwyczajnej, parówek – dziś to, co mamy w sklepach, to niestety wyrób mięsopodobny – dodaje pan Ryszard, rawianin.


Praca a życie


Wspomnieniami o swojej pracy, roli, ale i rzeczywistości PRL-u z perspektywy pracy w zakładach podzieliła się Halina Patrzyk, lekarz weterynarii, która napisała książkę „Lekarz weterynarii w zakładach przetwórstwa mięsnego”. – Książka nie jest komercyjna. Napisałam ją na prośbę mojej szefowej i by nie zapomnieć o tym, co przez lata robiliśmy w Zakładach – mówi pani Halina. – Pracowałam tam 15 lat. Mieliśmy wiele zadań. Badaliśmy żywe zwierzęta, które przyjeżdżały do ubojni, ale i „tkankę mięsną”, która później trafiała do obróbki. Kontrowaliśmy też gotowe produkty, które opuszczały nasz zakład z numerem 267 i trafiały do sklepów, na rynki w całej Polsce i za granicę. Pamiętam też małe jatki, gdzie trafiało mięso gorszej jakości, tańsze, ale rzeczywistość była taka, że i tam ustawiały się wielkie kolejki. Jadąc busem do pracy o 7.00, już widziałam ludzi czekających na jakiekolwiek mięso. A ja wiedziałam, że wypuszczę je dopiero ok .12.00 – wspomina H. Patrzyk. Kilka egzemplarzy książki napisanej przez rawiankę znajduje się w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Rawie.


Wielu uczestników wspominało także rodzinny i społeczny aspekt pracy. – Nie powiem, dostawaliśmy sporo bonusów – np. bilety na bale sylwestrowe. Na jednym z nich poznałam kolegę z zupełnie innego działu i tak żyję już z nim ponad 35 lat. Tak więc można powiedzieć, że praca przysłużyła się życiu rodzinnemu. Dzieci wyjeżdżały na wakacje, kolonie, zimowiska − wspomina pani Helena, która pracowała w administracji. 


Urząd Miasta Rawa Mazowiecka i jednostki kultury organizujące spotkania chcą dalej zbierać materiały dotyczące dziejów Rawy. Mieszkańcy miasta i okolic mogą zgłaszać się do instytucji, te zapewniają pomoc w dokumentowaniu wspomnień.


« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy