Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

„Jestem”
 pełne emocji

– Trzeba mieć pomysł na tych chłopaków, być z nimi i pozwolić im na autentyczność. Po latach pracy mogę powiedzieć, że te spotkania wiele wnoszą także w moje życie. Uczę się od nich entuzjazmu, młodzieńczego zapału, energii. Są dla mnie motorem napędowym do tego, by być dla innych i dla Boga – wyznaje ks. Piotr Rudnicki.

W czasie, gdy w wielu świątyniach znacznie topnieje liczba ministrantów, o wielkiej radości może mówić parafia św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Skierniewicach, gdzie do grona liturgicznej służby ołtarza przyjętych zostało 17 chłopców. Mszy św. połączonej z obłóczynami przewodniczył bp Wojciech Osial, który nie krył radości, że tak duża grupa dzieci chce posługiwać przy ołtarzu. Hierarcha pogratulował nie tylko nowym ministrantom, ale także ich rodzicom. Za formację i przygotowanie kandydatów odpowiadał ks. Rudnicki, wikariusz.


Spontan kontrolowany


Kandydaci, zanim otrzymali komże, przez trzy miesiące formowali się podczas cotygodniowych spotkań. Te rozpoczęli zaraz po swoim pierwszym pełnym udziale w Eucharystii. Uroczyste obłóczyny odbyły się w II niedzielę Adwentu podczas Mszy św. przeznaczonej dla dzieci przygotowujących się do I Komunii św. Obrzęd włączenia do grona ministrantów był w parafii bardzo uroczysty i poprzedzony próbami. W liturgii, obok biskupa, uczestniczyli także ks. Grzegorz Gołąb, proboszcz, oraz ksiądz opiekun. Każdy z chłopców, po usłyszeniu swojego imienia i nazwiska, a także imion rodziców, występował na środek, mówiąc: „Jestem”. Był to moment bardzo wzruszający nie tylko dla całej siedemnastki, ale także dla ich rodziców, rodzeństwa, dziadków.
Zaskoczeniem dla wielu była tak duża grupa nowo przyjętych. Zapytany o receptę na sukces, ks. Piotr wyjaśnia, że nie robi niczego na pełnym spontanie.

– Podczas spotkań korzystam z programu dla kandydatów i ministrantów, który przygotowała diecezja pelplińska. W skryptach mam konkretne wskazówki. Wszystko przemyślane i poukładane. Zajęcia prowadzę bez względu na to, czy przychodzi garstka, czy duża grupa chłopaków, bo uważam, że systematyczność jest ważna, a dzięki niej zawsze wiadomo, kiedy i gdzie się spotykamy. Oczywiście mamy też swoją grupę w mediach społecznościowych – opowiada ks. Piotr.
Kapłan nie ukrywa, że na pierwszych zbiórkach nie było szału, ale z każdą następną było coraz lepiej. – Chłopacy zaczęli rozpoznawać mnie w szkole, garnęli się. Poza formacją robiliśmy wspólne wypady rowerowe, które są moją pasją, spotykaliśmy się na integracji na miejscu i na wyjazdach. Wspólnie spędzaliśmy czas. Z całą grupą obowiązkowo razem wyjeżdżamy w ferie i wakacje. Gdy kończy się rok duszpasterski, też robimy wypad. A wszystko po to, by ich odciągnąć od komputerów, telefonów. To wszystko sprawia, że oni chcą być blisko parafii, księdza. Przez cały czas wpajam im poczucie wspólnoty, zachęcam, by trzymali się razem, żeby uczyli się za siebie odpowiedzialności. I to działa – dodaje.


Składowe sukcesu


Kapłan wskazuje także na inne ważne elementy. Jednym z nich jest przekazywanie konkretnej wiedzy, która pozwala doceniać posługę. Podczas pierwszej katechezy chłopcy dowiadują się, że o ich pierwszym poprzedniku mówi Pismo Święte. Chodzi o fragment opisujący spotkanie Jezusa z chłopcem, który przyniósł pięć chlebów i dwie ryby. – Opowiadając to zdarzenie, podkreślam, że był to pierwszy ministrant, który przyszedł posłużyć Jezusowi. Ta katecheza mówi im, kim mają być. Tłumaczę, że ministrantura to zaproszenie do służby Jezusowi w osobie kapłana. Podczas kolejnych spotkań chłopaki wdrażają się w posługę, poznają rok liturgiczny. Omawiamy też najważniejsze części kościoła, mówimy, co to jest prezbiterium, jakie były ołtarze przedsoborowe, a jakie są po soborze. Opowiadaliśmy też o ambonach, o tym, jak one kiedyś wyglądały. Jest też czas na poznanie szat i strojów liturgicznych. Bardzo staram się, by ich nie zanudzać, dlatego za każdym razem przygotowuję jakieś ciekawostki, krzyżówki, zadania, a czasem nagrody.

Tak dla przykładu: kiedy uczyliśmy się dzwonić dzwonkami, chłopacy poznali historię tworzenia dzwonów. Opowiedziałem im, kim byli ludwisarze, z czego składa się dzwon, że np. najważniejszą jego częścią jest serce. Przy okazji dowiedzieli się, gdzie na świecie znajduje się ten największy. Wiadomość o tym, że jest on na Kremlu i waży ponad 200 ton, zrobiła na nich wrażenie. Poznali też nasze dwa największe dzwony: Zygmunt w Krakowie i Opus Dei w Toruniu – dodaje ksiądz opiekun.
Kapłan docenia także dobry kontakt z rodzicami. Nie ukrywa, że dba o te relacje. – Podczas spotkań proszę, by nie gasili w swoich dzieciach płomienia, ale także by nie „cisnęli” niepotrzebnie. Od nich też uczę się, jak do chłopaków podchodzić po ojcowsku. To wszystko razem składa się na nasz wspólny sukces – stwierdza.
Tak realizowana formacja sprawdziła się nie tylko w skierniewickiej parafii.


« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy