Mundial za nami i emocje pewnie zdążyły już opaść. Jednak wspominając niedawne rozgrywki, przypomnijmy sobie sytuacje, gdy podczas meczów, które wydawały się być w pewnym momencie przesądzone dla jednej z drużyn, nagle niespodziewane zwroty akcji doprowadziły do diametralnej zmiany wyniku i wygrania drużyny przeciwnej. W życiu pewnie nie raz spotkaliśmy się z sytuacjami, w których to właśnie pojedyncze momenty i ostatnie decyzje okazywały się zaważyć o naszych losach lub wydarzeniach, w których braliśmy udział.
Z Ewangelii wg św. Mateusza (Mt 3, 13-17)
Jezus przyszedł z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć od niego chrzest. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: "To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?" Jezus mu odpowiedział: "Ustąp teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe". Wtedy Mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły się nad Nim niebiosa i ujrzał ducha Bożego zstępującego jak gołębica i przychodzącego nad Niego. A oto głos z nieba mówił: "Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie".
W kontekście tych początkowych rozważań przyjrzyjmy się dzisiejszej Ewangelii. Czy sytuacja nie jest tu podobna do tych opisanych przeze mnie na początku? Oto widzimy Jana Chrzciciela, który stojąc nad Jordanem, chrzcił rzesze przychodzących do niego Żydów. Poza kilkoma opisami ewangelistów niewiele wiemy o tym, jak wyglądały dialogi Jana z poszczególnymi osobami. Jednak już z tych źródeł możemy wywnioskować, że doskonale rozumiał swoją misję (Mk 1, 1-8).
Upominał kogo trzeba, głosił nauki, udzielał chrztu, ogłaszając odpuszczenie grzechów i ani razu nie przyszło mu do głowy, by swoje przepowiadanie stawiać wyżej niż posłannictwo samego Chrystusa (Mt 3, 7-12; J 1, 19-27). Wiemy, że dopytywał o Jezusa i szukał potwierdzenia (Mt 11, 1-6), czy ten, o którym tak wiele słyszy, naprawdę jest Synem Bożym, a z drugiej strony, gdy Go widzi mówi do swoich uczniów „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J 1, 29).
Aż wreszcie, gdy sam Jezus podchodzi do niego i prosi o chrzest, ten „głos ryczącego na pustyni lwa”, jakby się wycofuje… Janie, dlaczego wahasz się w tej ostatniej godzinie swojej posługi? Dlaczego nie chcesz wykonać tego, o co prosi cię Słowo, którego jesteś Głosem? Od tego przecież momentu zależy, czy „wypełni się wszystko, co sprawiedliwe”. To moment twojej próby, w której okaże się, czy rzeczywiście jesteś Chrzcicielem skutecznym, który spełni swoją rolę w historii zbawienia.
Jestem przekonany, iż Jan doskonale rozumie znaczenie chrztu. Nie daje się prosić, czy przekonywać, ale na ponowną prośbę Jezusa udziela Mu chrztu. A jednocześnie wie, że chrzest, który powoduje całkowite obmycie z grzechu pierworodnego i wszystkich grzechów, nie jest potrzebny Chrystusowi, „Barankowi bez skazy”. Mimo to obmywa Jezusa wodą i zapewne widzi, że to nie woda oczyszcza Syna Bożego, ale to On sam swoją obecnością uzdrawia wodę, która od tego momentu staje się znakiem chrztu dla każdego wierzącego.
Piszą o tym Ojcowie Kościoła, wspomina to również liturgia godzin. Chrystus jest jedynym, który nie wchodzi do wody po to, by coś zostawić, ale po to, by wszystko zabrać, by zabrać mój grzech, moją słabość, moje cierpienie i trud życia. Po to, by wszystko odmienić i wejść w moją historię, w moje życie, i rozpocząć moją osobistą historię zbawienia.
Dzisiejsze Święto Chrztu Pańskiego odkrywa nam sens Narodzenia Pańskiego, dlatego wieńczy ten okres, wskazując, że Dziecię, które przyszło na świat, to nie tylko urokliwa stajenka, kolędowa sielanka, czy dobry, rodzinny nastrój, ale to bardzo realna historia, która niesie ze sobą realne konsekwencje w teraźniejszości – dla mnie i dla całej ziemi. Dlatego może warto spojrzeć na swoje życie i doświadczenia, które ono niesie, jako na pewien rodzaj próby.
Zobaczmy, że od wielu naszych decyzji zależy to, czy będziemy chcieli aktualizować w sobie i swoim życiu łaskę chrztu świętego, czy raczej będziemy ją zaniedbywać, traktując przyrzeczenia chrzcielne jak niezręczną obietnicę złożoną dawno i w pośpiechu. Nie czekajmy na ostatni moment, bo może zabraknąć nam siły, wiary i pokory, którym wykazał się Jan Chrzciciel. Stańmy już dzisiaj jako wspólnota ludzi gotowych do wejścia w relację z naszym Bogiem, który dla nas stał się Człowiekiem i odnówmy przyrzeczenia chrzcielne złożone niegdyś przez naszych rodziców, prosząc, by może właśnie w tym dniu stały się one naszym osobistym zaangażowaniem we własną historię zbawienia.