W ogrodzie przy plebanii parafii św. Jakuba Apostoła w Skierniewicach odbyła się II Majówka dla podopiecznych parafialnej Caritas oraz punktów pomocy potrzebującym Arka, działającego przy parafii Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny, i Barka, który od lat funkcjonuje przy parafii Miłosierdzia Bożego na Zadębiu.
Podobnie jak w roku ubiegłym, przybyłych powitał proboszcz parafii ks. Jan Pietrzyk. Późniejsze spotkanie poprowadzili świeccy zaangażowani w pomoc potrzebującym. W spotkaniu uczestniczyli również członkowie Fundacji "Niebo Otwarte", grupa ewangelizatorów 72, a także muzycy, którzy śpiewem uwielbiali Boga. W organizację aktywnie włączyli się także podopieczni, serwując posiłki.
Jak przystało na majówkę, organizatorzy przygotowali kiełbaski, grochówkę, a nawet pizzę. Były też ciasta i napoje. Podczas spotkania przez cały czas głoszono Dobrą Nowinę. O Bogu żywym, pełnym mocy, który wszystko czyni nowe, opowiadał Konstanty Marat, koordynator Arki. Swoim świadectwem podzielił się także Jacek Świderek. Mężczyzna na początku poprosił zebranych o modlitwę w swojej intencji, by nie głosił siebie, ale Jezusa. - Dzisiejszy temat jest bardzo mocny i najważniejszy w naszym życiu. Jest to miłość Boża, która objawia się w najróżniejszych przestrzeniach - mówił. Tłumaczył też, co zrobić, żeby pojednać się z Bogiem.
Słowa poruszały zebranych, zwłaszcza tych, którzy od dłuższego czasu są w kontakcie z punktami pomocy. - Od pół roku jestem związany z Arką. Dużo tu zyskuję, przede wszystkim wolność od alkoholu. Przez trzy miesiące nie piłem. Ostatnio upadłem, ale mam siłę się podnosić. Ludzie z punktów czy fundacji to osoby godne zaufania, na które zawsze można liczyć. Oni są gotowi
wspierać, pomagać w każdej sytuacji: gdy jest się w dołku, w załamaniu psychicznym czy gdy człowiek mierzy się z uzależnieniem. Dzięki nim czuję, że Bóg się mną opiekuje. Był czas, że zwątpiłem, przestałem wierzyć w Boga. Nie wierzyłem już w nic. Dzięki nim wróciłem do Boga i wiary. Wyszedłem z ogromnego dołka i stanąłem na nogi. Przez lata moje życie nie było łatwe, skopało mnie. Gdyby nie oni, pewnie by mnie tu nie było. Jestem im bardzo wdzięczny. W tej chwili doświadczam dobra i sam chcę je też dawać - świadczył Miłosz Borkowski. - My tu wszyscy jesteśmy w charyzmacie miłosierdzia. Dając, służąc, zachęcamy osoby korzystające z pomocy, by i one w swoim środowisku ewangelizowały - opowiadał K. Marat.