We wtorek 1 sierpnia wszystkie drogi prowadziły do Miedniewic. Tego dnia pielgrzymi z różnych stron diecezji wędrowali do Matki Bożej Świętorodzinnej. A Ona... jak zwykle z miłością i bliskością zapraszała do stołu, przy którym było miejsce dla każdego. O czym z Nią rozmawiały jej dzieci, pozostanie tajemnicą. Jedno jest pewne - każdy został dostrzeżony.
Z Łowicza, Sochaczewa, Skierniewic, Żyrardowa, w grupach zorganizowanych, a także indywidualnie, pieszo, rowerami, autami zdążali wierni na spotkanie ze swoją Matką. W środę 2 sierpnia wszyscy będą uczestniczyć w uroczystościach odpustowych Matki Bożej Anielskiej (odpust Porcjunkuli).
Do Miedniewic przybyli pielgrzymi m.in. ze Skierniewic. Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość Ze Skierniewic pielgrzymowało prawie 70 osób. Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość Sochaczewscy pielgrzymi mieli do pokonała ok. 30 km. Archiwum parafii św. Wawrzyńca w Sochaczewie Z Sochaczewa pielgrzymowało 205 osób. Archiwum parafii św. Wawrzyńca w SochaczewieWiększość wyruszyła po porannych Mszach św. w swoich parafiach. Idąc, przez całą drogę odmawiali Różaniec, Koronkę do Bożego Miłosierdzia, Litanię Loretańską. Radości z wędrowania do Matki nie przyćmił nawet padający deszcz. Każdą przybywającą kompanię witali gospodarze miejsca - ojcowie franciszkanie.
Pierwszego dnia uczestniczyli w uroczystej Mszy św. pod przewodnictwem bp. Wojciecha Osiala, podczas której hołd oddano poległym w powstaniu warszawskim. W liturgii, obok pielgrzymów, uczestniczyli włodarze, poczty sztandarowe, druhowie OSP i wierni z miedniewickiej parafii.
Witając wiernych, biskup nadmienił, że przez wiele lat przybywał tu z pątnikami z Łowicza. Później wygłosił także słowo Boże. - Dwie rzeczy, jak zawsze, splatają się w naszej modlitwie. Łączymy treści religijne z modlitwą za ojczyznę. Dzisiaj jest 79. rocznica wybuchu powstania warszawskiego. A jutro wielki odpust. Nade wszystko wyznajemy wiarę w Maryję Królową Apostołów. Wierzymy w działanie Matki Bożej, wierzymy w Jej pośrednictwo. To dlatego przychodzimy tutaj. Patrzymy w obraz i szepczemy tysiące próśb. Każdy z nas o coś prosi. Razem prosimy o pokój na świecie i w naszej ojczyźnie, bo widzimy, jak wojna jest blisko. Wszystko tutaj zostawiamy przed Matką Bożą, bo kto nam pomoże jak nie Ona - mówił bp Osial.
Podziękował pielgrzymom za ich wiarę i miłość do Matki Bożej, które dla innych były świadectwem. - Nawet nie wiecie, w ilu duszach, idąc, powodowaliście wzruszanie. Skoro idziecie pośród zmęczenia, bez względu na pogodę, to musi być Bóg - mówił hierarcha. - Zawsze tutaj modlimy się za ojczyznę. O godz. 17 cała Polska się zatrzymała. Wyły syreny. Powstanie to wielkie świadectwo walki o wolność. Niektórzy mówią, że może było błędem, że może niepotrzebnie zginęło tylu ludzi... Ale to było pokazanie światu, Zachodowi i Stalinowi, że Polska jest, że trzeba Polskę zauważyć i trzeba z Polską się liczyć. To było pokazanie, że chcemy być wolni. Może gdyby nie było tego zrywu, nie byłoby nas na mapie. Chcemy dziś czytać tamte wydarzenia poprzez naszą wiarę w Boga. On też dawał siłę do walki. Trzeba pamiętać, że Warszawa w tamtych latach wcale nie była miastem szczególnie religijnym. A w czasie powstania warszawskiego ludzie zaczęli wracać do Boga. Mówią o tym pamiętniki, wspomnienia, świadectwa. Wtedy ludzie bardzo się modlili. Ustawiano na podwórkach kapliczki. Bardzo częste były spowiedzi. I trzeba nam pamiętać o tych wielkich bohaterach i o tych wszystkich poległych. Im zawdzięczamy naszą wolność. To byli żołnierze, cywile i księża. Oni walczyli za nas, dziękujemy im wszystkim. Dziękujemy za tych, którzy byli wierni aż po śmierć. Bo słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę - mówił biskup.
Biskup do wiernych skierował słowo Boże. Agnieszka Napiórkowska /Foto GośćHierarcha przypomniał także sylwetki kilku kapłanów, którzy zginęli w powstaniu: ks. Józefa Stanka, którego Niemcy powiesili na kapłańskiej stule, bł. ks. Michała Czartoryskiego, który nie zgodził się zdjąć sutanny, za co został zamordowany, ks. Jana Salamuchę, który odmówił ucieczki i został z rannymi i został rozstrzelany. Kaznodzieja przypomniał także pochodzącego z Chruślina ks. Tadeusza Burzyńskiego. - Trwa proces beatyfikacyjny tego księdza. Kiedy wybuchło powstanie, odprawił Mszę św. na Powiślu u sióstr urszulanek. Wystawiał w monstrancji Pana Jezusa, kiedy rozległy się krzyki, że dobiegł ranny powstaniec. Natychmiast wyszedł do niego z olejami świętymi. I trafiły go niemieckie kule. Umierając, wyszeptał siostrom, że nie zdążył odprawić jeszcze 8 przyjętych Mszy św. Prosił, by inni księża odprawili je za niego. Jego ostatnie słowa brzmiały: "Jezu, kocham Cię, Jezu, adoruję Cię". Został pochowany na podwórku sióstr urszulanek. Potem, w 1945 r., jego ojciec pojechał wozem z Chruślina do Warszawy i ekshumował ciało swojego syna kapłana. Przewiózł je furmanką do rodzinnej miejscowości - opowiadał bp Osial. Na zakończenie podkreślił, że w Ewangelii nie ma wezwania do wojny. Jest wezwanie do przebaczenia i pokoju. - Kiedy wojna się zaczyna, podobno piekło się otwiera. I widzimy to na naszych oczach, co się dzieje w Ukrainie. Wczoraj zginęły dzieci. I wołamy tu, przed obrazem Matki Bożej: "Nigdy więcej wojny!" - dodał biskup.
Po Mszy św. władze i strażacy oddali hołd powstańcom. Później pątnicy wzięli udział w nabożeństwie dróżek Najświętszej Maryi Panny, opowiadających o Jej życiu i czuwaniu.
Po Mszy św. samorządowcy i strażacy pod tablicą upamiętniającą powstańców złożyli kwiaty. Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość