Od 4 lat Magda Rdest-Nowak i Natalia Zwolińska - skierniewiczanki, społeczniczki - w październikową niedzielę zwołują mieszkańców regionu do wspólnego pomagania. W parku miejskim w Skierniewicach zbierają kasztany, prowadzą loterię fantową, a wszystko, by pomóc tym, którzy czasem nie mają odwagi o nią prosić.
W niedzielę 13 października, mimo deszczu, w parku nietrudno było spotkać rodziny, które wpatrzone były w ziemię. Cel był jeden - znaleźć jak najwięcej kasztanów. Te zostaną przekazane do skupu, a pieniądze uzyskane ze sprzedaży w tym roku trafią do podopiecznych placówki opiekuńczo-wychowawczej DOM w Skierniewicach.
Co roku organizatorki wybierają inny cel charytatywny. Tym razem poruszył je los dzieci i młodzieży, które w placówce znalazły swoje miejsce. Pieniądze zostaną przeznaczone na nowe meble. - Jeśli zdobędziemy sponsora, pieniądze z zewnątrz, to własne środki możemy przeznaczać na wycieczki, wakacje, warsztaty, dodatkowe atrakcje, które mają duży wpływ na funkcjonowanie naszych dzieci w przyszłości, po opuszczeniu ośrodka - mówi Jacek Sawicki, dyrektor domu.
Z pomocą ruszyli licznie mieszkańcy Skierniewic, ale także przyjaciele z Polski. - Akcję rozpoczęłyśmy 1 października. Kasztany zbierali uczniowie wielu szkół, firmy, rodziny. Dostarczano nam pełne worki z Opola, Warszawy, 200 km od nas. To jest szaleństwo, ale w słusznej sprawie - mówi N. Zwolińska.
Maks, jeden z uczestników akcji, osobiście zebrał ponad 500 kg kasztanów. Magdalena Gorożankin /Foto GośćZaangażowaniem wykazali się także podopieczni, dla których odbyła się akcja. W niedzielę, podczas finału w parku miejskim, częstowali własnoręcznie przygotowanymi naleśnikami, ciastami i innymi słodkościami. - Wiemy, że to dla nas, że ludzie chcą nam pomóc, więc musimy dać też coś od siebie. Wierzymy, że dobro wraca i chcemy je "robić". Skoro umiemy smażyć naleśniki, piec ciasta, to tak chcieliśmy się odwdzięczyć i dołożyć swoją cegiełkę - mówią.
Podopieczni placówki opiekuńczo-wychowawczej DOM mocno zaangażowali się w akcję - zbierali kasztany, smażyli naleśniki i dopingowali zbierających.W ubiegłym roku zebrano ponad 14 ton kasztanów. W tej edycji liczenie jeszcze trwa, ale wielu spodziewa się rekordu. - Mnie niesamowicie wzrusza fakt, że każdy kasztan został przez kogoś podniesiony. Fizycznie, z ziemi, z wysiłkiem lub z radością, ale zawsze z myślą o drugim człowieku. I o to nam w tej akcji chodziło, i chyba dobrze nam to idzie, ale same byśmy niewiele zdziałały i to zasługa wszystkich dobrych ludzi, że razem możemy więcej - mówi M. Rdest-Nowak.