Chorąży dotrzymał słowa

Marcin Kowalik Marcin Kowalik

publikacja 13.02.2018 16:40

Obrońca tytułu Zbigniew Bródka zajął w Pjongczangu 12. miejsce w olimpijskim wyścigu na 1500 m łyżwiarzy szybkich. Był najszybszy z Polaków. Gdyby nie kontuzje, mógłby osiągnąć lepszy wynik.

Strażacy z łowickiej jednostki oklaskują występ Zbigniewa Bródki w Pjongczangu Strażacy z łowickiej jednostki oklaskują występ Zbigniewa Bródki w Pjongczangu
lowicz24.eu

Cztery lata temu Z. Bródka zdobył złoto na igrzyskach w Soczi. Był wtedy jednak jednym z faworytów. W sezonie przedolimpijskim na swoim koronnym dystansie 1500 m zdobył Puchar Świata. Po Soczi jednak nie utrzymał mistrzowskiej formy. Przytrafiały mu się kontuzje, co przeszkadzało w treningach. Zdarzało się nawet, że na zawodach startował w słabszej grupie zawodników.

Również i w tym sezonie nie obyło się bez urazów, ale forma rosła. Zdołał wywalczyć kwalifikację olimpijską na 1500 m. Na ostatnich zawodach Pucharu Świata przed igrzyskami w Korei był 8. Mieczysław Szymajda, pierwszy trener Z. Bródki, uważał że ten wynik na igrzyskach w Pjongczangu byłby sukcesem dla wywodzącego się z Domaniewic łyżwiarza. Tak się jednak nie stało. Zajął 12. miejsce, tracąc do zdobywcy złotego medalu, Holendra Kjelda Nuisa, ponad 2 sekundy.

Mało kto jednak wiedział, że tuż przed wyjazdem do Korei Bródka nabawił się kolejnej kontuzji. Upadł niefortunnie na treningu i rozciął nogę przy kostce. Przerwa w trenowaniu trwała kilka dni. Trudno więc było oczekiwać dobrego rezultatu w starcie olimpijskim, jednak Z. Bródka liczył, że dzięki doświadczeniu powalczy o medal. Podczas ceremonii otwarcia dostąpił zaszczytu niesienia polskiej flagi. "Będę walczył niezależnie od wyniku. Trzymajcie kciuki" - napisał na swoim profilu facebookowym chorąży polskiej ekipy. Jak zapowiedział, tak zrobił. Wygrał swój bieg, wyprzedzając jadącego z nim w parze Amerykanina Briana Hansena.

Tak jak cztery lata temu, mocno dopingowali go jego koledzy pracy - strażacy. Do komendy Powiatowej Straży Pożarnej w Łowiczu przyjechał też Mieczysław Szymajda i ojciec łyżwiarza Andrzej Bródka. Wspólnie z komendantem Jackiem Szeligowskim zasiedli przed telewizorem. Oklaskiwali występ Z. Bródki, tak, jak i pozostałych dwóch Polaków, którzy wystąpili na dystansie 1500 m. Ostatecznie Jan Szymański był 16., a Konrad Niedźwiedzki 20.

W Soczi w 2012 r. polscy panczeniści zdobyli jeszcze brązowy medal olimpijski w wyścigu drużynowym. Teraz nie udało się wywalczyć kwalifikacji, ale nie opuszczają Korei. Są drużyną rezerwową. Być może wystąpią jeszcze na tych igrzyskach.

Po sukcesie w Soczi Z. Bródka stał się bohaterem. Owacyjnie witany na lotnisku, był rozchwytywany przez media. Padały szumne zapowiedzi polityków budowania lodowiska w jego rodzinnych Domaniewicach, żeby mogła na nich trenować młodzież. Nie znalazły pokrycia w rzeczywistości. Na szczęście, jedno udało się zrobić. Złoty medal Bródki przyczynił się do tego, że kilka miesięcy temu w Tomaszowie Mazowieckim otwarto pierwszy w Polsce całkowicie zadaszony tor lodowy. Powstał w miejscu otwartego - funkcjonującego od lat. Dzięki temu polscy panczeniści nie muszą już wyjeżdżać za granicę, żeby trenować pod dachem na długim torze.