Nowy numer 13/2024 Archiwum

Nikt nie jest Jamesem Bondem

Na razie znaleźli miejsce do jazdy w Głownie. Być może wkrótce będą ścigać się na torze z prawdziwego zdarzenia.

Piotr Admczyk wręcza Maciejowi Wisławskiemu spisany projekt "Autoedukacja", którego realizacja ma poprawić bezpieczeństwo na drogach w woj. łódzkim   Piotr Admczyk wręcza Maciejowi Wisławskiemu spisany projekt "Autoedukacja", którego realizacja ma poprawić bezpieczeństwo na drogach w woj. łódzkim
Marcin Kowalik /Foto Gość
Bractwo Rajdowe od lat organizuje w woj. łódzkim zawody dla amatorów dynamicznej jazdy samochodem. Nie ma to jednak nic wspólnego z imprezami, za którymi stoją automobilkluby. Za symboliczną opłatą w zawodach bractwa może wziąć udział każdy, nawet nie mając własnego samochodu. Cel jest jeden. – Tylko w warunkach szybkiej jazdy można wyćwiczyć reakcję na to, co może nas spotkać na drodze. To musi być automatyczne, a w szkole nauki jazdy nie uczą np. jak nie wpaść w poślizg czy uchronić się przed wypadnięciem z drogi, gdy ktoś z naprzeciwka wyprzedza „na trzeciego” – mówi Paweł Ciurzyński, założyciel Bractwa Rajdowego. O tym, jak wyglądają takie amatorskie zawody, pisaliśmy na łamach „Gościa Łowickiego” rok temu. Cały artykuł można przeczytać TUTAJ.

Na limicie

Wtedy zawody odbywały się jeszcze w Strykowie. Dziś miejscem, gdzie można sprawdzić swoje umiejętności kierowcy, jest plac przy ul. Kopernika w Głownie. – Taka jazda „na limicie” bardziej przemawia do młodego kierowcy. Jak pozna granicę swoich umiejętności, nie przekroczy jej później w normalnym ruchu drogowym – mówi P. Ciurzyński. Żeby ją sprawdzić, po torze można przejechać własnym samochodem lub udostępnionym przez organizatora. Fotokomórka odmierza czas. – Wprowadzenie elementu rywalizacji ma też działanie wychowawcze. Uczy pokory na drodze. Młody człowiek może zobaczyć, ile mu jeszcze brakuje do najlepszych – dodaje.

Pan Paweł wspólnie z Beatą Sogrejew z bractwa przeznaczyli na organizację zawodów swoje oszczędności. Teraz sami żyją „na limicie”, bo samorządy i instytucje państwowe zbywają ich prośby o dofinansowanie projektu, który zakłada budowę ogólnodostępnego toru. Do urzędników i osób mających władzę nie przemawiają nawet liczby. W skali kraju wypadki drogowe obciążają budżet państwa kwotą 35 mld zł rocznie. 35 proc. z nich powodują młodzi kierowcy w wieku 18-25 lat. – Koszt nawierzchni jednego toru to ok. 150 tys. zł. Do tego dochodzi cena zabezpieczeń i gruntu. W sumie ok. 750 tys. zł. Zdecydowanie taniej wychodzi zapobiegać. Oczywistym jest, że zmniejsza się również śmiertelność wypadków – wyjaśnia pan Paweł.

Wisławski kontra Szyc

Przez 7 lat pukał do drzwi wielu urzędów. Wydreptał ścieżki do gabinetów prezydentów i burmistrzów miast, osób znaczących w rożnych partiach – PO, SLD, PiS, PSL.  Wszędzie go zbywano. Wysłał nawet pismo do premiera Tuska. – Odpowiedź otrzymałem z... Departamentu ds. Uchodźców, Wydziału Skarg i Wniosków. Poinformowano mnie, że pismo zostanie przekazane do ówczesnego ministra sportu. Tego samego, który akurat w tym czasie z ekranu telewizora, mówił że: „Polska to dziki kraj”.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy