24 lata temu przyjechała do Polski z misją nawrócenia katolików na protestantyzm. W uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w szymanowskim klasztorze sióstr niepokalanek s. Maria Loyola od Chrystusa Baranka Bożego złożyła śluby wieczyste.
S. Loyola, a właściwie Bev Vinall, urodziła się w Anglii. Została wychowana w rodzinie protestanckiej, choć otwarcie przyznaje, że jej rodzina nie była głęboko wierząca.
W wieku 13 lat po raz pierwszy poczuła, że chciałaby poznać bliżej Jezusa, jednak nikomu o tym nie mówiła. Po latach odbiera to jako pierwszy znak, że Jezus się o nią upominał.
W czasie studiów - Bev studiowała historię - współpracowała z organizacją protestancką. W zgromadzeniu baptystów pracowała z młodzieżą. Spotykali się w małych grupach biblijnych, czytali i rozważali Pismo Święte.
Podobne spotkania Bev miała poprowadzić w Polsce, gdzie w 1993 r. została wysłana przez zgromadzenie z konkretnym zadaniem. Miała nawrócić katolików na protestantyzm.
- W Anglii uczyłam historii natomiast w Polsce, we Wrocławiu uczyłam języka angielskiego. Uważałam, że katolicy są mało biblijni. Miałam na celu ich nawrócić, ale kiepska ze mnie misjonarka, jak widać - opowiada z humorem s. Loyola.
We Wrocławiu poznała swoją przyjaciółkę Barbarę. Obie szukały mieszkania do wynajęcia, a że dobrze im się rozmawiało postanowiły zamieszkać razem.
Początkowo Bev myślała, by uczyć koleżankę o Biblii, jednak szybko zorientowała się, że Barbara jest głęboko wierzącą osobą.
- Basia często znikała u siebie w pokoju. Kiedy pytałam ją, co tak długo robiła ona odpowiadała, że trochę się modliła, czytała Pismo Święte. Ja nie umiałam się modlić, bardzo jej tego zazdrościłam. Poprosiłam ją, by nauczyła mnie modlić się, ale Basia nie czuła się na siłach - mówi niepokalanka.
Koleżanka nie czuła się na siłach, by uczyć Bev modlitwy, ale poleciła jej wyjazd na rekolekcje ignacjańskie do Częstochowy. Z racji swojego pochodzenia i wyznania, s. Loyola musiała prosić o zgodę na udział w rekolekcjach.
Odpowiedź była pozytywna. W ośrodku rekolekcyjnym ówczesna protestantka czuła się zakłopotana, że jako jedyna nie przystępuje do Komunii św. podczas codziennych Eucharystii.
- Siadałam z tyłu kaplicy, by nikt tego nie zauważył. Podobnie było podczas adoracji. W Anglii adoracja wygląda zupełnie inaczej. Jest dużo śpiewu, radości, muzyki, gitar. A tutaj? Ksiądz wystawił mały opłatek w naczyniu, które dla mnie wyglądało jak słońce na patyku, na ołtarz i wyszedł. Czekałam na gitary i zespół, ale się nie doczekałam. Wiedziałam, że katolicy wierzą, że w tym kawałku chleba jest Jezus, ale nie mogłam jakoś tego pojąć. Do czasu tej adoracji. Wtedy doświadczyłam Jego obecności, jak nigdy wcześniej. Zmieniło się powietrze, poczułam jakby prąd, uświadomiłam sobie, że On tu jest. Wszystko, czego się uczyłam do tej pory, wywróciło się do góry nogami. Teraz chciałam być blisko Niego, chciałam z nim rozmawiać. Poczułam smutek, gdy ksiądz schował Najświętszy Sakrament. Wtedy już wiedziałam, że chcę przyjąć Go także do swojego serca w Komunii św. - dodaje.
Po rekolekcjach Bev wróciła do codziennego, zwykłego życia. Jednak jej ciekawość i chęć poznawania Jezusa była ogromna. Szukała informacji w internecie, ale gdy ktoś wchodził do pokoju, od razu zmieniała stronę, by nikt nie widział, czego szuka.
- To jest tak, jak z perłą. Znalazłam perłę, ale schowałam ją głęboko do szuflady. Nie chciałam, by ktokolwiek wiedział, o kim czytam, kogo poznaję - wspomina s. Loyola.
Dopiero pewnego dnia, podczas spaceru z koleżanką Marzeną jej „język rozwiązał się”. Przyznała się, że poznała Jezusa i chce stać się katoliczką. Po dwóch tygodniach znalazł się jezuita, który postanowił pomóc Bev przejść na wiarę katolicką.