Obrońca tytułu Zbigniew Bródka zajął w Pjongczangu 12. miejsce w olimpijskim wyścigu na 1500 m łyżwiarzy szybkich. Był najszybszy z Polaków. Gdyby nie kontuzje, mógłby osiągnąć lepszy wynik.
Cztery lata temu Z. Bródka zdobył złoto na igrzyskach w Soczi. Był wtedy jednak jednym z faworytów. W sezonie przedolimpijskim na swoim koronnym dystansie
Również i w tym sezonie nie obyło się bez urazów, ale forma rosła. Zdołał wywalczyć kwalifikację olimpijską na
Mało kto jednak wiedział, że tuż przed wyjazdem do Korei Bródka nabawił się kolejnej kontuzji. Upadł niefortunnie na treningu i rozciął nogę przy kostce. Przerwa w trenowaniu trwała kilka dni. Trudno więc było oczekiwać dobrego rezultatu w starcie olimpijskim, jednak Z. Bródka liczył, że dzięki doświadczeniu powalczy o medal. Podczas ceremonii otwarcia dostąpił zaszczytu niesienia polskiej flagi. "Będę walczył niezależnie od wyniku. Trzymajcie kciuki" - napisał na swoim profilu facebookowym chorąży polskiej ekipy. Jak zapowiedział, tak zrobił. Wygrał swój bieg, wyprzedzając jadącego z nim w parze Amerykanina Briana Hansena.
Tak jak cztery lata temu, mocno dopingowali go jego koledzy pracy - strażacy. Do komendy Powiatowej Straży Pożarnej w Łowiczu przyjechał też Mieczysław Szymajda i ojciec łyżwiarza Andrzej Bródka. Wspólnie z komendantem Jackiem Szeligowskim zasiedli przed telewizorem. Oklaskiwali występ Z. Bródki, tak, jak i pozostałych dwóch Polaków, którzy wystąpili na dystansie
W Soczi w 2012 r. polscy panczeniści zdobyli jeszcze brązowy medal olimpijski w wyścigu drużynowym. Teraz nie udało się wywalczyć kwalifikacji, ale nie opuszczają Korei. Są drużyną rezerwową. Być może wystąpią jeszcze na tych igrzyskach.
Po sukcesie w Soczi Z. Bródka stał się bohaterem. Owacyjnie witany na lotnisku, był rozchwytywany przez media. Padały szumne zapowiedzi polityków budowania lodowiska w jego rodzinnych Domaniewicach, żeby mogła na nich trenować młodzież. Nie znalazły pokrycia w rzeczywistości. Na szczęście, jedno udało się zrobić. Złoty medal Bródki przyczynił się do tego, że kilka miesięcy temu w Tomaszowie Mazowieckim otwarto pierwszy w Polsce całkowicie zadaszony tor lodowy. Powstał w miejscu otwartego - funkcjonującego od lat. Dzięki temu polscy panczeniści nie muszą już wyjeżdżać za granicę, żeby trenować pod dachem na długim torze.